Nim wszyscy się zorientowali szkoła zaczęła się na całego, kartkówki, sprawdziany i znienawidzone przez uczniów prace domowe. Ale co oni, biedni, wyczerpani nauką nastolatkowie mogą zrobić? A no nic, poza grzecznym robieniem tego co każą, oczywiście co jakiś czas dzieci z wyspy ognia robili bunt, ale nie działo się nic poważnego. Hana i reszta zaprzyjaźnili się z półkrwistymi, no z większością z nich... Shanon i Alexa były uparte i zostawały przy swoim. Lucy spędzała każdą chwilę na dowiadywaniu się więcej o Menie. Terza chłopak z czystym sumieniem mógł powiedzieć że dziewczyna nie jest w jego typie. Powoli go nawet denerwowała ciągłym wypytywaniem. Lubił ją jak koleżankę jednak ona nie dawała sobie tego wytłumaczyć i zawzięcie, nie słuchając jak inni ostrzegają że w końcu się to skończy tragedią w postaci wygaśnięcia jej wszystkiego przez młodego Tao, nawet Maxi która doradziła jej poznanie chłopaka uważała że przyjaciółka przesadza i potem będzie tego żałować.
Jak zawsze słońce nie pozwoliło się wyspać nawet w sobotę. Wściekła Shanon schowała głowę pod poduszkę. Nagle zadzwonił jej budzik, walnęła nim o ścianę i schowała się pod lekkim kocem.
-Nie psuj nam budzika...-zaśmiała się Luna. Byłą już umyta, umalowana i ubrana w minispódniczkę i krótki top.
-Znowu idziesz zapolować na idiotów?-zapytała śpiącym głosem.
-Nie... Idę się pożywić... Choć w sumie.... jedno to samo-zaśmiała się słodko dziewczyna. Ona żywiła się męskim uwielbieniem... Taka to ma dobrze...-A zanim zapytasz dziś jest pełnia...- Shanon całkowicie rozbudzona spojrzał na łóżko długowłosej. Jak się spodziewała było puste. Czerwonooka westchnęła i wstała po czym poszła do łazienki.
Lucy jak zawsze w soboty chodziła w sukience do kolan z koszykiem piknikowym w ręce, dziś jej strój był kremowy. Doszła do pokoju Mena, Hany i jej brata i zapukała. Otworzył młody Asakura ze szczoteczką w ustach.
-Hej, jest Men?-zapytała ze słodkim uśmiechem na twarzy. Blondyn zaczął coś mówić, ale przesz szczoteczkę do zębów nie dało się zrozumieć.
-Wyszedł gdzieś...-powiedział Brad i napił się zmrożonej przez siebie wody.
-Co?-nabzdyczyła się lekko Lucy.-A gdzie? I kiedy? I z kim!?-zapytała.
-Dość wcześnie... Koło 8(jest 12), poszedł w stronę lasu, z nikim, ale parę minut przed nim szła Alexa..-dodał niebieskowłosy i zatkał sobie uszy,
-COOOO!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?-wydarła się, a biedny Hana aż podskoczył i jego śniadanie, czyli płatki z mlekiem, były na jego głowie.
-To co słyszałaś- odparł starszy z rodzeństwa. Jego siostra rzuciła w niego koszykiem i uciekła. Brad złapał lecący przedmiot.- Mamy obiad...-spojrzał na Hanę.
-Wiem już czemu mówisz żebym dziękował Bogu za bycie jedynakiem...-powiedział, miska sunęła się zasłaniając mu oczy,mleko i płatki ściekały z niego .
Men szedł, był już lekko zmęczony, ale nie miał zamiaru zostawić dziewczyny, nie do puki nie powie mu, dlaczego go tak bardzo nienawidzi. Doszli w końcu na wysoko położoną polankę. Młody Tao opadł na trawę i głęboko oddychał.
-Nie wiem po co tu lazłeś...-zaczęła Alexa zbierając patyki.
-Bo chcę wiedzieć czemu mnie nienawidzisz...-odparł układając koło z kamieni. Ręce szatynki zacisnęły się na kamieniach, a może powinien wiedzieć? Właściwie on nie jest taki zły...
-Nie nienawidzę cię...-powiedziała cicho, lecz na tyle głośno ze ją usłyszał. Jednak nie naciskał, widząc jej minę na chwilę odpuścił.
Zapadł wieczór. Ognisko wesoło płonęło, plastikowe talerze na których leżały ości ryb. Woda gazowana, herbata i napoje gazowane były wbite delikatnie w zimny strumyk. Aleca siedziała na pniu z którego świetnie było widać gwiazdy i księżyc. Men skończył pić wodę i spojrzał na nią. Polubił ją... Była cicha, ale zawsze szczera, złośliwa, ale czasem i miłą... Była i dobra i zła... Zaśmiał się pod nosem. Podszedł i usiadł obok niej i razem patrzyli w gwiazdy.
-Kiedyś nasi rodzice tak siedzieli...-szepnęła. Albinos spojrzał na nią zaskoczony, nawet nie wiedział czyją jest córką... inna sprawa że jego ojciec nigdy nie mówił o kobietach, no poza Jeanne, bo młody Tao mu o to głowę suszył...
-Kim... Jest twoja matka..?-zapytała cicho, jednak w ciszy która panowała brzmiał jak by podnosił lekko głos.
-Miki Makoya...-powiedziała wzdychając.
-Jaka jest?-zapytała i nawet nie zauważył kiedy się przysunął.
-Piękna... Silna... Mądra, zabawna, odpowiedzialna, często się złości, ale szybko jej to przechodzi i zawsze powtarza "co ja z wami mam"... Nawet do Hao... Zawsze wie co zrobić... Zawsze mnie wysłucha... Pomimo ze kochała mojego ojca i ojca Leo i Luka... Nigdy nie przestała kochać twojego ojca...- Men poczuł się dziwnie, tak jakby go coś uderzyło w serce... Ale może ojciec mu nie mówił bo ona nie była dla niego ważna?- Chcesz coś zobaczyć?-zapytała. Spojrzał na nią, w jej oczach po raz pierwszy nie było nienawiści, ale ulga... robiło jej się lżej że mu to mówi? A może lżej że powiedziała to komuś i przestała w sobie dusić uczucia..? Czemu to wszystko jest tak zagmatwane?
-Jasne...-odpowiedział. Dziewczyna wyjęła rękawiczki z wielkimi klejnotami na miejscu gdzie jest dłoń.
-Mama mi je dała... Ja raczej się na atakach fizycznych skupiam..., ale potrafią więcej... Jest w nich jeden z duchów moje mamy... Tajmia...-wytłumaczyła. Wyciągnęła rękę z fioletową rękawiczką,a z klejnotu wydostał się hologramowy obraz jego ojca w młodości razem z dziewczyną przypominającą Alexę, miała jedynie krótsze włosy, trochę jaśniejsze, oczy to samo.
-To... Oni razem?-zapytał.
-Tak... Ja... nienawidzę twojego ojca.... ze zostawił moją matkę dla twojej... że... ona po prostu nie mogła wytrzymać tego widoku... Dla tego odeszła do Hao...-szepnęła Alexa.-Ale ty nie przypominasz swojego ojca...-dodała po chwili. Men poczuł ze się rumieni, po raz pierwszy rumieni się przy dziewczynie...
Elizabeth i Maxy siedziały koło Lucy. Oczywiście szatynka musiała, jak to jej "cudny" charakter po mamusi nakazywał, wygłosić przemówienie pt."A nie mówiliśmy że tak będzie". Maxi obdarzyła ją za to spojrzeniem pełnym niezadowolenia. Jak by tego było mało Leo i Ikuto właśnie teraz tędy przechodzili, po chwili dogonił ich Kairi, młodszy z braci Bishmarch. Kiedy zauważyli dziewczyny stanęli naprzeciwko. Granatowowłosy gdy zobaczył że blondynka jest smutna podszedł do niej i przerzucił ją sobie przez ramie.
-Co ty robisz!?-zapytała lekko zirytowana.
-Ostrzegałem...-i zniknęli za rogiem.
-To było dziwne...-skomentowała młoda Dithel.
-A ty powinnaś się nad sobą zastanowić!-powiedziała rudowłosa marszcząc brwi.- Widziałaś że jest smutna! Musiałaś jeszcze jej wypominać jak wszyscy ją ostrzegali!? Nie zgrywaj mądrali!- niestety mądrzenie się to cecha odziedziczona po ojcu... mogło ją zastąpić opanowanie...- Jak tobie się powie że masz być ostrożna to ostatnio prawie McDonalda spaliłaś!
-Ej! Skąd miałam wiedzieć że te świeczki podpalą zasłony!?-zaczęła się bronić szatynka.
-W życiu nie zrozumiem kobiet...-powiedział zielonowłosy przejeżdżając sobie dłonią po twarzy patrząc jak dziewczyny się kłócą.
-Ich nikt nie zrozumie...-powiedział Leo klepiąc go po ramieniu.- Ej idziemy na lody, dołączycie się?-zapytał dziewczyny które siedziały ofochane na siebie nawzajem.- My stawiamy.-to był ostateczny argument który je przekonał.
Tak żeby nie było od dzisiaj do końca września Horo ma zakaz komentowania i jest na odwykuXD
OdpowiedzUsuńRen:Taaaa...
Men:Men fajny dla alexa^^*klaska*
A aleksa z racji tej pełni nie powinna go zjeść czy coś...
Men:Jeść?
Nic nie ważne... Prosze mi nie parować dziecka z wampirem... Chociaż... Jak mam do wyboru Boga śmierci to nie wiem... A rób jak chcesz... Byle jej tylko nie wykorzystał i porzucił-,-
Fajny rozdział i czekam na next^^
Hao jesteś dupkiem!!!!!!
OdpowiedzUsuńHao: Ja dupkiem!!!!!!!!!!!
Oczywiście :) Ja nie z jedna kobietą to z drugą no i jeszcze z trzecią. Wybierz sobie jedną i przy niej zostań.
Hao: ok *i mnie przytula*
*załamuje się* Dobra tego nie było.......
Hao: To my lecimy do kolejnego rozdziału, tak??
Tak idziemy.
Pozdrawiamy Marcia i Hao
Hao: :)