poniedziałek, 31 sierpnia 2015

3-Po lekcjach...

Alexa łamała już 4 ołówek z kolei. Co ona tej wrednej babie zrobiła!? Nie mogła być w parze z Shoną!? Nie! Ta głupia nauczycielka stwierdziła ze mają być pary mieszane i ona wylądował z NIM! Z synem znienawidzonej przez siebie rodziny, synem Rena Tao, 44 potomka rodu Tao, Menem, kurde, Tao! Biedne ołówki... Na szczęście Neko je naprawiła.  Brązowe oczy skierowały się na młodą Asakurę. Ona była w parze z Ikuto, oni już pracowali nad głupią kartą zadać z Angielskiego. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i spojrzała na pierwsze zadanie. Pokręciła głową i zaczęła je robić, chłopak nawet nie miał szans się wykazać. Wszystko było zrobione w ciągu kilku minut.
-Mieliśmy to zrobić razem-powiedział marszcząc brwi. Nie że chciał się z nią jakoś zaprzyjaźniać, po prostu ojciec powiedział mu że ma się słuchać nauczycieli. Spojrzał na kartkę, wszystko było dobrze, a pismo było ładne i zgrabne. Nawet trochę wykaligrafowane.
-Pfff...-oparł głowę na rękach i zaczął coś bazgrolić w zeszycie. Dziewczyna robiła to samo, ale w szkicowniku. Nauczycielka podeszła i zabrała ich kartkę, nadąsana ze nie może wstawić im pały postawiła zasłużone 5 i dała im spokój przez 25 minut pozostałej lekcji. Men czół się jakoś dziwnie, nie miał nic do roboty, a był on człowiekiem czynu. Westchnął i spojrzał ukradkiem na Alexę. Wyglądała jak by była w transie, po prostu rysowała... Chyba jakiś kwiat, ale on się tam nie zna, mimo wszystko, chciał wiedzieć. Dziewczyna nagle zaczęła się spakować i wstała z miejsca idealnie z dzwonkiem. Z jej plecaka wypadła bransoletka, chłopak podniósł ją. Był tam wilk z brązu i małe serduszko, z diamentu czy czegoś takiego. Chcąc nie chcąc podszedł do Sharon.
-Hej, wiesz gdzie poszła Alexa?-zapytał.
-A czemu pytasz? Z resztą nie ważne, zazwyczaj chodzi do parku, a teraz won...-powiedziała i wróciła do rozmowy z Luną i Ikuto. Odszedł wywracając oczami.
-Milusi...-burknął pod nosem.
-Men!-krzyknęła dziewczyna o blond włosach. Podbiegła do niego, była lekko zdyszana, jej torba prawie upadłą na ziemię, znając ją maiła tam szklany flakonik perfum, więc jak gentelmen złapał jej torbę, a potem dziewczynę która poślizgnęła się na liściu(O.o?).
-Rany ale jesteś niezdarna...-westchnął. Blondynka zarumieniła się i wzięła torbę.
-D...dzięki za złapanie...-powiedziała otrzepując się i poprawiając włosy. Była piękna i atrakcyjna, dla tego nie rozumiała czemu tylko Men nie chce żeby poszła z nim na randkę. Jednak chłopak ledwo ją znał, nie był płytki i nie patrzył tylko na cy... na kobiece kształty...- Więc...-złapała się lewą ręką za prawy nadgarstek i uśmiechnęła się lekko, całość wraz z jasnoniebieską sukienką w różowe kwadraty nadawała słodkiego wyglądu, jednak do chłopaka to nie docierało, no nie docierało w ten sposób że nie chciał się na nią rzucić jak każdy inny facet na tym korytarzu.
-Ładnie dziś wyglądasz-powiedział, a dziewczyna, jeśli to możliwe, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- A wracając do twojego pytania, Alexa zgubiła tą swoją bransoletkę... Chyba jest dla niej ważna... Idę jej ją odnieść.
-Co!?-zapytała go Usui.- Oszalałeś!? Przecież ona cię niecierpi!-powiedziała, martwiła się o niego. Spojrzał na nią i westchnął.
-Myślałem że chociaż ty nie wierzysz w tak durne przesądy..-powiedział i odszedł w stronę lasu. Dziewczyna zacisnęła ręce na pasku od torby.
-Jesteś takim idiotą...-szepnęła i odeszła.
Men szedł spokojnie, było dość wcześnie, dopiero wpół do 15. Drzewa osłaniały przed słońcem. Pomimo wszystko resztki lata dawały o sobie znać, chłopak zdjął marynarkę. Pod spodem miał biały t-shir.  Nagle coś usłyszał melodyjny głos był w miarę cichy, ale na tyle głośny bo określić skąd się dobywa.
"Mówią, że jesteśmy kim jesteśmy
Ale wcale tak nie musi być
Jestem nieposłuszny, lecz robię to w najlepszy sposób
Będę obserwatorem wiecznego płomienia
Będę psem obronnym wszystkich twoich koszmarów"

Men zaczął biec w tamtym kierunku. Wtedy zobaczył coś dziwnego... Szatynka spokojnie tańczyła śpiewając dalszą część piosenki... 
"Jestem piaskiem w dolnej połowie klepsydry
Staram się wyobrazić sobie mnie bez ciebie, jednak nie potrafię
Ponieważ moglibyśmy być nieśmiertelni, nieśmiertelni
Tylko nie na długo, na długo
Żyj teraz ze mną na zawsze, zaciągnij zasłony w dół
Choć nie na długo, na długo
Moglibyśmy być nieśmiertelni
Nieśmiertelni"
Była piękna... A na kamieniu siedziały 2 dziewczyny uśmiechając się do niej. Nie rozumiał o co tu chodzi...Położył bransoletkę na ziemi i odszedł z rękoma w kieszeni.
Lucy siedziała z głową opartą na rękach, Maxy opowiadała jej o nowym programie do miksowania muzyki, ale ta oczywiście nie słuchała.
-Ziemia do Usui...-zamachała jej ręką z pomalowanymi na pudrowy róż paznokciami.- Nic Ci nie jest?-zapytała zmartwiona
-Tak...-westchnęła.- Maxi co ja mam zrobić żeby Men mnie w końcu zauważył!?-zapytała i załamała się uderzając lekko głowa o blat.
-nie bić się po głowie...-niebieskooka spojrzała na nią z miną "bardzo zabawne". Ruda westchnęła.- Przede wszystkim pokaż mu ze dobrze robi że chce z tobą przebywać, jesteś mądra nie? Pogadaj z nim o czymś i zobaczy że macie wspólne tematy...
-Mówiłam ci ze jesteś genialna?-zapytała po chwili blondynka z wielkim uśmiechem.
-Bo to raz...-zaśmiała się kremowooka.
Bransoletka Alexy

niedziela, 30 sierpnia 2015

Short epizode- Nie taki diabeł straszny jak go malują"

Lucy jak zwykle siedziała zafascynowana wykładem o lodowcach. Koło niej siedział Ikuto. Bazgrolił coś w swoim zeszycie i nie zwracał uwagi na nauczyciela.
-Panie Bishmarch!-wpienił się mężczyzna z pomarańczowymi włosami.- Proszę powtórzyć to co mówiłem przez ostatnie 5 minut!- chłopak spojrzał na niego granatowymi, jak głębokie morze, oczami. Uśmiechnął się kpiąco i powtórzył cały wykład na temat możliwości że w lodowcach istnieją starożytne stworzenia. Blondynka zmarszczyła brwi. Nie lubiła jak ludziom przychodziło coś tak łatwo a inni musza na to harować.
-Nie patrz tak morderczym wzrokiem ślicznotko...-zaśmiał się cicho. Spojrzała na niego zszokowana.- Nie pasuje ci to-powiedział z uśmiechem i spakował książki, a chwile potem zadzwonił dzwonek, chłopak wyszedł idealnie z nim. Blondynka zawarczała i połamała ołówek. Wstała i spakowała książki do torby i poszła na kolejne zajęcia. Miała nieszczęście chodzić z chłopakiem do jednej klasy. Teraz mieli mieć japoński, więc poszła do danej sali, a on już tam siedział. Zacisnęła w pięści. Nie wiedziała właściwie czemu aż tak dużo o nim myśli i czemu tak ją denerwuje, wyjęła zeszyty, piórnik i usiadła.Spojrzała na chłopaka, ten nadal bazgrał coś w zeszycie. Powoli jego granatowe oczy zwróciły się w jej stronę. Przeszły ją dreszcze, szybko odwróciła wzrok. Jej serce biło szybko... Położyła na nim rękę i poczuła jak jej malutkie, potrzebne do przeżycia, serduszko chce wyskoczyć z piersi. Nigdy jeszcze nie widziała tak zimnego, obojętnego wzroku... Było w nim jednak coś co przyciągało jak magnez. Nauczycielka weszła do klasy i spojrzała na wszystkich.
-Dziś na lekcji będziemy robić plakaty... Za niecały miesiąc szkoła będzie grać przeciw Monster High, potrzebujemy więc wielu, wielkich i ładnych plakatów. "W końcu coś w co się zaangażuje, chyba lubi rysować... Z resztą co mnie to obchodzi" pomyślała wzdychając blondynka i spojrzała na wielkie kartony. Nauczycielka podała im po jednym na ławkę. Mieli razem stworzyć plakat, treść miała być "Na przód Shaman High!", lub" Jesteście najlepsi Szamani!", do tego miały być ozdobione. Niebieskooka zaklęła w duchu, czemu ciągle siada obok niego? Bądź przeklęty uroku osobisty tego bałwana!
O co tej dziewczynie chodzi? Nie ważne jak bardzo się stara ciągle nie może jej rozgryźć. Spojrzał na karton i farby plastyczne. Nie lubił takich kolorów, ciemne są o niebo lepsze. Przysunął się bliżej i poczuł zapach landrynek i polnych kwiatów. Uśmiechnął się pod nosem i popatrzył na nią. Miała głowę opartą na ręce, opartej na blacie.
-No to które robimy?-zapytał. Drgnęła i spojrzała na niego swoimi lazurowymi oczami, były one... pełne zaciekawienia.- Halo, landryneczko...-i ... ledwo unikną dostania w mordę.- Dobra, dobra... Ale na powagę, co robimy?
-Może "Na przód Shaman High!"?-zapytała lekko uspokojona. Kiwnął głową, zabrał farby i otworzył je.- Różnymi kolorami....-dodała, chłopak westchnął i otworzył wszystkie.
-Umiesz robić jakieś duszki i media?-zapytał.
-Tak, ale średnio mi idzie pisanie...-powiedziała z westchnięciem.
-Tym się zajmę ja..-powiedział.
W końcu zadzwonił dzwonek. Lucy i Ikuto oddali plakat i poszli, była to już ostatnia lekcja więc mieli wolne...  Lucy poszła sobie, ale mimo wszystko obróciła się. Uśmiechnęła się i ścisnęła mocniej plecak.
Noc byłą ciepła, blondynka ubrała piżamkę i wyszła na balkon z lekko mokrą głową. Spojrzała na księżyc. Nagle na stoliku zobaczyła kartkę, landrynki i 2 wielkie bukiety niebieskich róż. Zaskoczona chwyciła kartkę i oniemiałą. Była tam narysowana ona... jedynie ołówkiem, miała lekki uśmiech... Poczuła jak krew napływa do jej policzków. Na tyle było napisane:
"Od Ikuto, do słodkiej Lucy, która w cale nie jest głupią blondynką i ma nie słuchać tych małp bo pójdzie ze mną na przymusową randkę.
PS. Uśmiechaj się częściej, do twarzy ci z tym"
Przytuliła kartkę do piersi. Wzięła jedną z landrynek do buzi.
-Nie taki diabeł straszny jak go malują...-szepnęła i wróciła do pokoju, rysunek włożyła do koszulki, potem do segregatora i poszła spać myśląc o niem.


Specjalna dedykacja dla Horo od Dary =^.^=

sobota, 29 sierpnia 2015

2- Może jednak...

Sharon patrzyła prosto w oczy Hany. Chłopak czół że nie może się nawet ruszyć. W tej chwili po raz pierwszy dziękował ciotce( Anna mu mówiła ze Miki była dla niej jak siostra) że stworzyła przodkowi Yoh nowe ciało. Zwłaszcza ze więzami krwi nie byli w ogóle spokrewnieni. Przyłapał się na tym ze myśli jak ją poderwać. Skarcił się w głowie, przecież tacy jak ona chcieli zabić jego kuzynkę... Ale czy na pewno? Ona po prostu stanęła w złym miejscu, o złej porze...  Wrócił do rzeczywistości i zobaczył że stoi ona tuż przed nim. Otworzyła usta o kolorze truskawek i delikatnym głosem powiedziała.
-Zastawiasz przejście...-nie zareagował, patrzył na nią maślanymi oczkami. Zmarszczyła brwi, ledwo się hamowała żeby go nie kopnąć w... kostkę.- Jasna cholera! Przesuń się bo ludziom przejście blokujesz!- w końcu się obudził. Poczerwieniał i odsunął się. Dziewczyna poszła i zniknęła za rogiem.
-Jaka bezczelna!-usłyszał głos Czelsi. Szła razem z Lucy, Maxi i Menem.
-Co to w ogóle było, nie możesz jej się tak dawać!- zdenerwował się młody Tao.
-Dokładnie! Nie możesz dać sobą tak pomiatać!-dodała blondynka.
-Ale on na prawdę długo tam stał...- Maxi zawsze patrzyła na każdą sytuację obiektywnie.- Chociaż to prawda ze to nie powód by tak mówić...-westchnęła.
-O czym gadacie?-zapytał Yuki, szedł razem z Aurorą.
-Eeee... Przed chwilą wpadłem na Sharon i się wydarła.- powiedział Hana patrząc podejrzanie na Aurorę. Ta natomiast westchnęła.
-Przepraszam was za nią... Oni po prostu tacy są...- powiedziała lekko zażenowana z powodu zachowania koleżanki.
-To nie twoja wina! Nie jesteś za nią odpowiedzialna!-Yuki szybko ją pocieszył. Nie lubił jak inni się smucili.
-Dobra...-powiedział Hana- Idę se kupić wodę i spadam...

Sharon szła lekko zdenerwowana. Czuła coś dziwnego kiedy chłopak na nią patrzył. Jakby radość i zawstydzenie... Szybko pokręciła głową. O czym ona myśli? Westchnęła i weszła do pokoju dzielonego z Alexą i Luną. Długowłosa siedziała na podłodze i grała coś na gitarze. Sharon stała w drzwiach i słuchała muzyki. Alexa zawsze kochała muzykę i sztukę... Miała do tego talent dzięki bardzo dobremu, wilczemu słuchowi. Teraz jednak byłą pochłonięta muzyką, dla tego nie słyszała jak młoda Asakura wchodziła.
"...i gdy w końcu nadejdzie świt
czy znów obudzi mnie promień słońca
A może jednak na dnie oceanu zbudzę się
Czy wtedy w końcu zrozumiem świat?
A może znajdę kogoś kto wytłumaczy mi?
Jednak jedno wiem, zawsze radę sama dam,
Nie potrzebuję ochrony, nie traktuj jak dziecko mnie,
Bez trudu pokonam cię, jeśli tylko szanse mi los da..."
Rozbrzmiały ostatnie dźwięki gitary i Sharon zamknęła drzwi. Długowłosa spojrzała na mnie i pomachała. 
-Zaopatrzenie jest?-zapytała odkładając instrument na stojak i wstając. Była już w piżamie, jej piżama nie różniła się zbytnio od stroju do spania czerwonookiej. Obie miały krótkie topu i szorty. 
-Tak, a ty i Luna też już macie?-Sharon położyła zakupy na swoim łóżku i poszła do łazienki.
-Nom... Znaczy Luna jeszcze coś tam robi... Widziałaś że wszystko tutaj jest strasznie tanie?-zapytała czesząc włosy młoda Makoya.
-Raczej my mamy pieniędzy po uszy-zaśmiała się szatynka.- Głównie przez to że pieniądze u nas robią, ale my wszystko sobie nawzajem za darmo dajemy.
-A może i tak...- drzwi do ich pokoju się otworzyły i weszła Luna z kilkoma siatkami.- Udane łowy?-zaśmiała się wilkołaczyca.
-Zazdrosna?-odgryzła się wila.
-Dajcie se siana, tamci nas jutro pownerwiają...-skwitowała Asakura i włączyła film.

Leo szedł drogą. Luk stwierdził że jest jeszcze głodny i pójdzie jakieś zwierze upolować. Pomimo że byli podobni Luk miał więcej żądzy krwi niż jego bliźniak. Poszedł do sklepiku i kupił pełno słodyczy, na koniec lody niby dla dwojga. Wyszedł z reklamówką ze sklepu i skręcił w lewo. Tam był pokój ich i braci Bishmarch. Idąc na skróty przez park zobaczył Elizabeth. Rozmawiała z kimś przez telefon, zignorował to i poszedł dalej. Zatrzymał się jednak słysząc jak dziewczyna krzyczy matce ze tym razem to przesądom trzeba wierzyć  i że półkrwiści są niebezpieczni. Zatrzymał się oparł o drzewo i otworzył lody. Wziął jedną połowę w usta i czekał aż skończy. Po minucie może dwóch skończyła i zaczęła iść. Wtedy go zobaczyła i lekko się zarumieniła, zrobiło jej się trochę głupio, no on ją uratował, a właśnie na nich narzekała, wtedy chłopak wsadził jej w usta drugiego loda.
-Przez zdenerwowanie cukier ci opadł... Możesz zemdleć...-odpowiedział na jej jeszcze nie zadane pytanie. Zaczął odchodzić.- I jest takie przysłowie... "nie oceniaj książki po okładce"... Zapamiętaj je.... Dithel Elizabeth..-i nagle zniknął w cieniu. Szatynka stałą mrugając ozami i patrząc na "prezent" od chłopaka. Czemu jej to dał? Czemu się o nią troszczył? Uśmiechnęła się lekko i zaczęła jeść wodnego loda o smaku gumy balonowej. Może jednak nie są tacy najgorsi?

piątek, 28 sierpnia 2015

1- Wystarczył tydzień...

Pierwszy dzwonek rozbrzmiał w wielkim budynku. Na najwyższym pietrze żółtej budowli, na samym środku było wielkie okno. Patrzył przez nie, ze swojego gabinetu, dyrektor placówki, Asakura Yoh. Po chwili westchnął i usiadł. Na razie było za wcześnie na rozpoczęcie, teraz tylko sprawdzał czy wszystko w porządku. Spojrzał na teczki, było ich 8. Dokładnie tyle ile przyjedzie dzieci z ognistej wyspy... Wziął jedne akta i otworzył je, był tam zdjęcie Sharon. Była bardziej podobna do matki niż ojca. Pomimo to miała tą wrogość co on w oczach. Do pomieszczenia weszła długowłosa blondynka.
-Yoh?-zapytała zmartwiona. Spojrzał na nią przybity. Podeszłą do niego.- Ja też się tym martwię... W końcu dzieci Miki też tu przyjadą...-posmutniała na to imię...
-Anna ja nadal nie wiem czemu do niego dołączyła... Rozmowa z Renem też nie pomaga... nawet nie chce o niej słyszeć... Ale mam wrażenie że ich dzieci są teraz poważniejszym problemem...
-Racja...-westchnęła Anna.- Może nie będzie tak źle...-powiedziała patrząc na pozostałe teczki.

Jakiś diabołek pakował ich ostatnie rzeczy do wielkiego auta. Dzieci zegnały się z rodzicami, Sharon spojrzała prosto w oczy ojca. Pomimo innego koloru były one podobne. Hao przytulił córkę.
-Ucz się pilnie...-powiedział głaszcząc ją po głowie.- I nie daj sobą pomiatać... Pamiętaj to że jesteś stąd nie znaczy ze jesteś gorsza...-powiedział i mocno ją przytulił. Potem podał jej jakieś pudełeczko.
-Co to?-zdziwiła się dziewczyna.
-To prezent od twojej matki-Szatyn znowu pogłaskał czerwonooką. Ta położyła dłoń na jego dłoni, wtuliła się w niego.- Będziesz nosić?-zapytał pokazując jej wisiorek, dość staromodny, złoty naszyjnik, dość spoty... Z białym kotem. Patrzyła zachwycona na to.
-Oczywiście!-powiedziała zachwycona i założyła go na szyję.
-Te! Ognista! Ruszaj szkielet!-krzyknęła Alexa. Miała na szyi naszyjnik w kształcie sierpa księżyca z czarną gwiazdką, a w ręce trzymała szkatułkę. Jej matka zawsze we wszystkim przesadzała. Pani Makoya żegnała każde dziecko z równym żalem. Sharon mocno się do niej wtuliła. Ta przypięła jej do włosów spinkę. Przypominała motyla, ale fakt iż był pomarańczowy nadawał efekt płomieni. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i odeszła, po czym weszła do wozu.

Rok szkolny rozpoczął się od przemówienia dyrektora no i pokazania akademików. Minął już tydzień odkąd dzieci z wyspy tutaj mieszkają, nikt ich nawet nie poznał, fakt są zbuntowani, ale nie sprawiają problemów w klasie. Ale nie może przecież tak być... Na nieszczęście Ikuto i Kairi stwierdzili ze tak być nie może. Leo i Luk się do nich dołączyli i zrobiła się prawdziwa masakra...
Sharon i Alexa siedziały na lekcji, były bardzo znudzone, ale nie przeszkadzały nauczycielowi. Zdziwił je jednak brak bracia Makoya, oraz braci Bishmarch. Luna widziała jak prowadzą Ikuto do pielęgniarki. Dziewczyny więc uznały że niebieskowłosy niedługo będzie mieć dzień pożerania jabłek.
-...Dobrze, więc teraz dobierzcie się w trójki i zacznijcie robić zadania, na następnej lekcji je ocenię.-powiedziała 40-letni mężczyzna o czarnych, krótkich włosach i szarych oczach.
-Kanał...-westchnęły obie naraz. Zauważyli ze jedyną osobą która nie miała jeszcze grupy była brązowowłosa dziewczyna z zielonym pasemkiem. Nieśmiało do nich podeszła ze swoim zeszytem.
-H...hej...-powiedziała.- J...jesteście bez pary i ja też i...
-Po prostu usiądź...-powiedziała Sharon. Alexa już rozwiązywała zadania, nie miała najmniejszej ochoty na rozmowy z tymi grzecznymi teletubisiami. Elizabeth usiadła na przeciwko nich i zaczęła rozwiązywać zadania. Kiedy półkrwiści już skończyli otworzyła szeroko usta i oczy, nie że była jakaś głupia i nie umiała ich rozwiązać, szło jej dobrze, ale w życiu nie widziała by ktoś tak szybko pisał. Nagle na dziedzińcu rozległ się dźwięk wybuchu. Makoya i czerwonooka spojrzały na siebie z miną "co za idioci". Zbyt dobrze wiedziały kto to zrobił. Nauczyciel wybiegł z klasy, uczniowie z racji ze to uczniowie pobiegli za nim. 2 szatynki w towarzystwie trzeciej różniącej się odrobiną zieleni we włosach. Stanęły przy... Walącym się posągu przed szkołą. Stał na nim Kairi i Ikuto. Bliźniaki stały na dole zadowolone z siebie.
-Chrzanić dobrych!-krzyknął Ikuto i przywalił pięścią okutą w niebieską rękawiczkę w biedny, pokruszony posąg. A kawałek zaczął lecieć w stronę Elizabeth.
-Uważaj!-krzyknęła Czelsi. Wszyscy jednak byli za daleko. Kamień upadł i uniosła się chmura kurzu.
-Mamy się aż tak nie wychylać matoły!-krzyknął Leo. Był on na pobliskim drzewie z piwnooką na rękach.- Mieliśmy ich uświadomić że dzieci tych, o mój Vladimiże, zuych...
-Niezły refleks bracie-zaśmiał się Luk.
-Obaj jesteście jebnięci!!!!!!-wydarłą się na nich siostra ze straszna miną.
-No już, już Alexis nie przesadzaj...-powiedzieli zakłopotani i świetnie ukrywający strach bracia Bishmarch.
-Chwila, co się tutaj wyprawia!?-zapytała żona dyrektora.- Kto za to zapłaci!? Mogliście zabić Elizabetch!
-Niech maci se poluzuje te figi...(rodzaj damskiej bielizny)-powiedziała brązowooka i pstryknęła palcami, a pomnik momentalnie się naprawił.- A wy ruszać bosko śmiertelne tyłki na lekcję bo was po lekcjach przećwiczę!-warknęła i wróciła do klasy.
-Bachornia...-burknęła Shona i odeszła po drodze mijając Hanę. Chłopak obejrzał się za nią, gdy przechodziła poczuł słodki zapach truskawek.
-Tak jak się spodziewałem, ten rok będzie ciekawy...-westchnął Men stojący obok niego.
-Kto to był?-zapytał sam siebie Hana, lecz zapytał za głośno.
-Nie wiem... Ale twoja mama pewnie wie... Choć moim zdaniem oni na kilka metrów śmierdzą kłopotami, których ani ty, ani ja nie potrzebujemy...-upomniał blondyna białowłosy. Pomimo to jasnooki poczuł że jeśli chociażby z nią nie porozmawia.

Wściekłą blondynka weszła do gabinetu męża. Trzasnęła drzwiami, tak że chłopak aż podskoczył na krześle. Popatrzył na nią zdziwiony, podeszłą i spojrzała na niego z miną żeby lepiej na prawdę robił coś ważnego. Mężczyzna właśnie studiował kilka akt swojej drugiej pracy, Króla Szamanów.
-Te bachory właśnie zniszczyły pomnik, prawie zabili Elizabetch, naprawili ten pomnik, bezczelnie się do mnie odezwały i uratowali twoją prawie siostrzenicę!- wyrzuciła na jednym wydechu. Jej mąż mrugał zawzięcie przetwarzając informacje.
-Cooo?!-zapiszczał.
-To co słyszałeś! Już sprawiają kłopoty! Ledwie tydzień wytrzymali.-wrzeszczała kobieta.
-Anna... Chyba nie chcesz ich już odesłać...-powiedział unosząc jedną brew do góry. Widząc wściekłość żony podszedł do czajnika i wstawił wodę po czym zaparzył jej melisy. Po tym jak wypiła parę łyków trochę się uspokoiła.
-Ciekawe... Które dziecko było jej...-zapytała samą siebie. Jej mąż też się tym ciekawił. Zdjęcia w aktach były dość stare dzieci tam mają po 8 lat... Teraz niektórzy mają nawet 2 razy tyle...

Hana szedł korytarzem do małego sklepiku. Przed chwilą skończył trening, a całe picie już wypił. Gdy doszedł tam zobaczył tą dziewczynę. Właśnie płaciła za ciastka, wzięła resztę i obróciła się w jego stronę. Patrzyła prosto na niego. Piękna dziewczyna o czerwonych oczach, idealnych brązowych włosach, o pięknej, szczupłej sylwetce pokreślonej lekko luźną, białą bluzką i żółtą minispódniczką. Patrzyli sobie prosto w oczy. Hana poczuł jak się rumieni, no bo jak ktoś tak piękny i wyglądający niewinnie może być kimś złym? Albo chociaż jego dzieckiem?


 
Naszyjnik Shony
Naszyjnik Alexy

Prolog

Chmury zasłaniały niebo. Z resztą jak zwykle tutaj, na wyspie ognia... Na tej wyspie mieszkali poplecznicy Hao, oraz potwory, była ona duża... Nie było tutaj nudno, ale dzieci zawsze znajdą powód do wymówki na nudę.. Taką właśnie wymówkę szykowała szatynka o czerwonych oczach. Siedziała opierając głowę na ręce opartej na biurku. Patrzyła w okno z tęsknotą. Zwróciła czerwone oczka z powrotem na książkę z historią jak to jej niby wujek* pokonał jej ojca. Lekko poirytowana zatrzasnęła książkę i odłożyła na półkę. Nie było tam zbyt wielu ksiąg, jeszcze mniej było nieprzeczytanych. Wzięła głęboki oddech i podeszłą do drzwi. Otworzyła je i spojrzała na wprost, był tam długi korytarz. Wyszła, zamknęła drzwi i skręciła w lewo. Dość szybko doszła do czerwonych drzwi. Zapukała, odpowiedziała jej jednak cisza, po chwili jednak ktoś dotknął jej ramienia. Stała tam ognistowłosa kobieta o brązowych oczach.
-Co tutaj robisz?-zapytał duch. Tak ta dziewczyna o czerwonych wręcz włosach to Fi, stróż dziewczyny stworzony przez matkę Sharon.
-Szukam ojca, mam dość siedzenia tutaj i czytania po 100 razy tych samych ksiąg...
-Wiesz że musisz, niedługo idziesz do... "tej" szkoły... Ale twój ojciec zgodził się na to żeby Alexis, Luk i Leo uczyli się u ciebie, zaraz będą...
-Czyli Domi, Neko, Shadow i Mephisto też?
-Tak-powiedziała Fi.- Nie martw się oni też już wszystko znają, w końcu ich matką jest kuzynką żony mistrza tego zachowania...
-Yh, nie mów mi o tym pseudowujku...-burknęła szatynka i kręcąc biodrami poszła do salonu, po drodze chwytając swoją teczkę z przyszłymi podręcznikami. Weszła do pomieszczenia, a tam zastała walczących o coś blond bliźniaków o brązowych oczach. Za nimi siedziała dziewczyna o długich brązowych włosach i oczach w kolorze czekolady. Uśmiech wstąpił na twarz czerwonookiej. Alexis była córką najlepszej uczennicy jego ojca, Leo i Luk to jej starsi bracia... Pomimo że często się kłócą to są praktycznie identyczni. Tylko Luk woli czerwony, a Leo niebieski. W końcu najmłodsza z rodzeństwa Makoya podniosła głowę i ja zobaczyła. Trzeba wspomnieć że Luk i Leo to dzieci z pierwszego małżeństwa uczennicy Hao, a Alexis z drugiego. Oni są w połowie wampirami, a ona w połowie wilkołakiem. Szatynka usiadła obok wilkołaczki i popatrzyła co ta robi.
-Mieliśmy się uczyć, nie pisać piosenki-zaśmiała się patrząc na słowa napisane w dzienniku dziewczyny.
-Bo akurat tego potrzebuję... Ci debile uczą się teraz tego co my w przedszkolu, co za kanał że musimy z nimi siedzieć przez te 3 lata...-burknęła.
-Nie, ty masz nerwa że tam będzie Tao.-zaśmiała się Sharon. Dziewczyna zawarczała na nazwisko znienawidzonej rodziny.
-Przynajmniej nie mam tego samego nazwiska co osoba która zabiła mojego ojca.-odgryzła się. Obie westchnęły, nawet nie wiedziały jak bardzo są podobne, lecz żadna się nie przyzna.
-A co tam u Kaira i Ikuto?-zapytała po chwili młoda Asakura patrząc że bliźniaki się uspokoiły.
-Nie wiem... Nerwa mają o tą szkołę i mają szlaban...-odparł Luk
-Że co?-zaśmiała się ich siostra.
-Cytuje "w dupie nas mają i idą się rozerwać przed wyjazdem do tego bagna i ja się im nie dziwie..-dodał Leo.
-A kto by się dziwił?-burknęła czerwonooka.
-Aurora im się dziwi...-powiedziała Alexa udając słodki głosik.
-Weź mi o niej nie mów, ona jest taką typową barbi...-usłyszeli głos zza okna.
-Siema Luna-powiedzieli do krótkowłosej szatynki o fioletowych oczach.
-Co tak smętnie?-zapytała. Ona była w połowie wilą.
-Bo jedziemy do tej budy... A Aurora to jakaś jebnięta... Marnować tak zajebiste, smocze moce..-powiedział Luk kładąc się na ziemi.
-A dajcie spokój...-burknęła córka Hao.
-Racja, mamy ostatnie kilka dni, spędźmy je rozrabiając!- powiedziała Alexa uśmiechają się w sobie tylko znany sposób, jej żeby były idealnie białe i wyostrzone o wiele bardziej niż zęby jej braci. Sharon wiedziała że dziewczyna po prostu chce żeby nie martretowali jej myśleniem o tym. Dla młodej Asakury było to najgorsze co mogła sobie wyobrazić. Dla innych też nie było to najlepsze... Każde z dzieci miało przeczucie ze to będą trudne lata...

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi jednak dzieci siedzące na kocu nie zwracały na to uwagi. Były w ogrodzie rodziców Hany Asakury. Zgodzili się oni by dziś wszyscy spali u nich, była to zaledwie 8 dzieci.
-Ale dzisiaj piękny zachód słońca!-zachwyciła się krótkowłosa dziewczyna o szarych oczach, jej włosy były czerwone, a na twarzy gościł uśmiech.
-Zgadzam się!-powiedziała roześmiana blondynka o lazurowych oczach.
-Co w nim takiego wyjątkowego?-zapytał granatowowłosy chłopak o brązowych oczach.
-Bo jest jednym z ostatnich jaki spędzamy przed końcem wakacji.. -odezwała się Elizabeth. Byłą ona szatynką z zielonym pasemkiem na głowie, oczy miała piwne i ... ciekawą naturę, bardzo podobną do matki...
-Dajcie spokój...-odezwała się rudowłose dziewczę o kremowych wręcz oczach. Widziała że chłopak już chce się pokłócić, była ona raczej pokojowo nastawiona.
-Maxi u nich nie warto się tym przejmować...-powiedział białowłosy chłopak o czerwonych oczach.
-I ty Men?-zapytała lekko zakłopotana.
-On ma rację, jak śnieżny chce się wymądrzać to to zrobi...-powiedział rozbawiony czerwonowłosy.
-A zamknij się Yuki...- powiedział w końcu Hana. Był on blondynem o jasnobrązowych oczach. - Dajcie wszyscy spokój... To już ostatni tydzień wakacji, a wy się chcecie kłócić... Nie lepiej się uciszyć i patrzeć na to piękne słońce?- chłopak kiedyś udawał wrednego i agresywnego, lecz skończył z tym i teraz już wszyscy twierdzili że był kopią Yoh, poza włosami, choć czasem nerwy mu puszczały...
-Masz racje, założę się ze "oni" zadbają o to by było pełno kłótni w czasie roku szkolnego- wszyscy wiedzieli o co chodzi czerwonowołosej Czelsi.
-Dobra koniec tego!-zarządziła Lucy. Jej śliczny uśmiech odziedziczony po matce i roześmiane, niebieskie oczy po ojcu nie było szans się oprzeć... Wszyscy westchnęli i już w ciszy obejrzeli jak słońce chowa się za horyzontem. Czuli że przez obecność dzieci największych wrogów ich rodziców te lata łatwe nie będą..
Żadna ze stron nie wiedziała że ta historia przyniesie zupełnie co innego. Pomimo ze każde z nich było tak odmienne... To jak wiadomo przeciwieństwa się przyciągają...

*Uznaję ze Hao to jednak przodek Yoh i nie jest jego prawdziwym bratem, lepiej to zapamiętajcie, będzie przydatne^^(Bardzo ważna informacja)