poniedziałek, 10 lipca 2017

Ach... tyle czasu minęło... No więc.... Tak! Piszę od nowa ten szajs! Więc.... hello świecie i bólu mój!  Więc idę pisać! Byo!

wtorek, 26 stycznia 2016

16-Kolacja

Stołówka jak zawsze w porze kolacji byłą pełna. Royalsi siedzieli przy jednym stoliku, rebelsi z resztą też, lecz dookoła nich było słychać szepty a to podziwu, a to strachu, a to zapewnień że pokonałoby się to wielkie coś i to z palcem w nosie. Nie mniej, nie więcej na stołówkę weszli rodzice wesołej goromdki  i dwójka z wyspy ognia. Większość uczennic zakrztusiło się piciem, jedzeniem, a nawet samym powietrzem, a uczniowie obdarzyli nowo przybyłych oczami wielkości pokrywki od wielkiego gara oraz rumieńcami.  Największą uwagę przykuli jednak ojcowie uczniów. Horokeu Usui miał jak zwykle rozpierdyknięte, niczym po uderzeniu pioruna włosy, w kolorze błękitu, oczy niczym morze. Do tego spodnie bojówki i biały T-Shirt, obok niego szła piękna blondynka o włosach do łopatek, ślicznych, dużych, brązowych oczach miała na sobie jeansy i jasnożółtą koszulkę. Potem był już znany nam Choco, potem też znany Yoh i Anna, znienawidzona przez uczelnię nauczycielka biologi Dara a obok jej mąż w idealnie zaczesanych, zielonych włosach, zielonych niczym łąka oczach ubrany w eleganckie spodnie i białą koszulę. Lecz największy zachwyt wzbudził Ren i Hao, no i troszkę Miki, ale to wina jej kusego stroju. Ren był ubrany w bardzo ciemnofioletowy garnitur, śnieżnobiałą koszulę, i złoty krawat. Miał długie włosy, z czego 3 kolce mu niby z głowy wystawały, minę miał pod tytułem "odezwijcie się do mnie, a zagryzę, uduszę, zgwałcę, zabiję i rozpierdolę niczym atomówka", czyli taką jak zawsze. Obok niego szedł Hao, kilkanaście uczennic westchnęło zalotnie i zatrzepotało rzęsami. Hao teraz przedstawiał swoją idealną klatę poprzez czerwoną, lekko opiętą koszulkę i spodnie jeansowe-bojówki. Włosy związał, a raczek ktoś mu związał, w kucyk. Cały pochód zakańczała Miki. Miała na sobie obcisły, krótki, czarny top, krótkie, czarne, jeansowe spodenki i długie kozaki na podwyższonej podeszwie. Patrzyła na Tao niczym wilk na owce, ale zgrabnie to ukrywała. Men patrzył na to z miną "poważnie?". Nagle zanim którekolwiek z nich zauważyło, 3 stoły się połączyły. Ich, rebelsów oraz ich rodziców, Men spojrzał na swojego ojca i siedzącą obok niego Miki, za nią siedziała Majka, Anna oraz Kaja, na przeciwko reszta. Alexa, jakimś cudem, siedziała na przeciwko Mena, ten spojrzał na nią i na jej matkę i w myślach przyznał ze są bardzo podobne.
-Więc...-zaczęła wilkołaczka smarowała masłem bułkę - Więc to wy jesteście tymi z którymi podróżowała moja matka? A pan nazywa się Ren Tao..?-ugryzła zębiskami spory kawał bułki z masłem i dżemem.
-Tak... A ty jesteś..?-zapytał swoim zwyczajnym tonem zimnym niczym dupa Eskimosa. Pomimo to na dźwięk głosu chłopaka matka młodej Makoyi drgnęła i prawie się rozpłynęła, od upadku uchroniło ją silne ramie Hao na jej biodrze.
-Nazywam się Alexandra Mellody Marinet Makoya- wypaliła. Córka Miki i Kaleba...-warknęła. Ren raptownie spojrzał na Miki jedzącą ryż z sosem, ta z pałeczki w ustach zrobiła mine "ale ze o co kaman?"
Kolacja minęła mniej więcej na takim dogryzaniu, pomimo wszystko wszyscy się lepiej poznali, nikt się nawzajem nie pociachał, choć w pewnym momencie Dara planęła coś o tym jak to było z tym morderstwem, przez co wszyscy złapali miki i wyprowadzili ją do pielęgniarki po środki uspokajające a KAŻDE dziecko zadźgało, spiorunowało, udusiło i podpaliło ją wzrokiem. Potem rozeszli się do swoich pokoi, nie wiedząc że parenaście par oczu śledzi każdy ich ruch....I czeka na sygnał do ataku...

czwartek, 10 grudnia 2015

15-Pokaz

-Ale ja proszę o spokój!- Kaja prawie ze płakała, patrząc jak jej mąż krył się za biurkiem przed wszystkim co uczniowie znaleźli pod ręką po jego "prześmiesznym" żarcie który jak zawsze wyszedł do niczego. Yukki i Czelsi gwizdali patrząc na wszystkie strony i udając ze wcale nie są jego dziećmi, aż w końcu nadeszło wybawienie mężczyzny czyli dzwonek.  Uczniowie z krzykiem, piskiem, rozmowami i śmiechem opuścili salę.  Jednak tuż za wyjściem wszystko ucichło, wszyscy pobladli a happy grupe children patrzyli na dwie osoby, wygnani przecisnęli się i również spojrzeli na .... rodziców Leo, Alexy,Luka i Sharon. Nawet ich dzieciaczki zdziwiły się na ich widok. Kobieta miała długie do połowy uda brązowe, lekko kręcone włosy, z fioletowymi, pomarańczowymi i niebieskimi pasemkami, a wzrok zimnych, brązowych jak czekolada oczu wyrażał że jak ją ktoś zdenerwuje to powyrzyna wszystkich jednym duchem palca, Hao natomiast wyglądał w miarę normalnie, miał włosy do pasa, brązowe, prawie czerwone oczy które przypominały smocze i obserwowały wszystkich dookoła.
-Co to za zamieszanie, przesunąć się mendy!-warknęła dziewczyna o białych włosach przepychając się i znajdując tuż przed dwójką.- A wy co? Mroczne elfy z drogi szmaciarze, wiecie kim jest mój ojciec.- Hao zaśmiał się, co zrobiła i Miki. Elizabetrz przełknęła ślinę i schowała się za Leo. Ten popatrzył na nią jak na idiotkę i wraz z rodzeństwem oraz Sharon poszedł witać rodziców którzy już wbili do głowy białowłosej kim są i czemu się z nimi nie zaczyna, więc ta chcąc nie chcąc cofnęła się, a tam wpadła na matkę która wpatrywała się w dawną przyjaciółkę i kuzyna.
-Dużo się zmienili...-szepnęła. Dziewczyną coś trzasnęło, wnerwiło ją że matka tak mówi a była jedną z osób które były za posłaniem ich na wyspę.
-Trzeba było pomyśleć zanim ich wysłaliście na ognistą wyspę...- skwitowała. Jej matka zrobiła minę typu foch i odeszła. Wtem zauważyła Mena. Stał i trząsł się ze wściekłości którą miał wypisaną na twarzy.
-Co się stało?-zapytała go.
-To ona zabiła moją matkę...-warknął zaciskając ręce w pięści.
-Wiesz nie wiadomo na pewno...- Elizabeth odkąd poznała tą sprawę. Nie wierzyła że zrobili to oni, może i było kilka dowodów na nich, może i Miki miała depresję, a Hao rozpaczał po śmierci żony, ale nawet po tym nie uwierzy że zrobili by takie błędy i zabijali tak że jednomyślnie wszystko wskazuje na nich.
-Wszystko na nią wskazuje!-warknął. Elizabeth westchnęła i pokręciła tylko głową, wiedziała że jak chłopak się uprze to nie da za wygraną...
-Uwaga mamin synki i córunie tatuśków- powiedział Hao, mówił normalnie, ale żaden krzyk, żaden megafon, nic do tej poty nie uzyskało takiego efektu w tej szkole.- Na początek, przed zajęciami odbędzie się mały pokazik, wykłady z nami macie jutro, ale teraz i tak ratujemy was od zajęć, ale też nie całych... Na początek oto mój duch władający żywiołami, lecz ja korzystam głównie z żywiołu ognia.- Sharon stała z pół uśmiechem na twarzy, Hana patrzył na nią zaskoczony, potem wrócił na patrzenie jak Hao przyzywa swego ducha. Elizabeth oczy się zaświeciły na widok wielkiego, pomarańczowo-czerwonego stwora. Duch Ognia patrzył na wszystkich, nie atakował, nie robił nic.
-I co my mamy robić? Bać się tego?-zapytał jakiś chłopaczek. - To jest tylko wielkie i tyle...-burknął. Hao z największym trudem oparł się pokusie zabicia bezczelnego smarkacza i jedyne co zrobił to spojrzał na D.O z uśmiechem, a ten  w ułamku mini sekundy podpalił drzewo obok chłopaka. Nieistotny-męski-charakter-którego-mamy-w-poważaniu podskoczył i wylądował na rękach Luny. Ta go puściła prychając i warcząc że tu są tylko tchórze.
-Już wiesz co może zrobić minimalnie minimalną siłą swojego minimum?- zapytał szatyn dalej z uśmiechem. Potem trochę pochrzanił, a później Miki weszła na środek placu.
-Dobrze zacznijmy....-powiedziała, wyjęła sztylet z (bez podtekstów zboki-,-) pochwy i rozcięła nim sobie skórę na dłoni. Wszyscy zdębieli, ona ścisnęła rękę, a z niej poleciała krew tworząc, mniej więcej, kółko. Po chwili wbiła w środek okręgu na ziemi sztylet i zaczęła coś szeptać odsuwając się coraz dalej, wszyscy robili to samo. Po chwili ziemia została rozdarta przez wielką czarną łapę z ostrymi jak diabli pazurami. Potem druga taka sama łapa, a na końcu wyłoniło się...

piątek, 4 grudnia 2015

14- Wykłady....

Royalsi, rebelsi i kilka innych nieistotnych istot weszło do sali. Dara spojrzała na nich zdziwiona, potem przypomniało jej się ze powiedziała wszystkim poza nimi. Westchnęła i wstała.
-Zajęcia prze najbliższe dwa dni są odwołane, potem macie kilka dni wykładów specjalnych i wielką imprezę...
-Juchuuu!!!!!!- zawył Yuki i już go nie było. Wszyscy inni też zebrali się do wyjścia, bo się rozpakowali więc trzeba się pozbierać, nauczycielka biła się chwile z myślami, ale stwierdziła ze musi im to powiedzieć.
-Alexandro, Sharon, Czelsi, Men, Lucy, Brad, Maxi... Zostańcie muszę wam coś powiedzieć...- nie zdążyła zawołać braci wilkołaczki, ale trudno. Usiadła spokojnie i patrzyła na uczniów.- Prowadzącymi wygłady będą wasi rodzice.
-Chwila, mam rozumieć że wykładowcami będą wyklęci!? Czy nasz dyrektor oszalał!?- Brad po raz pierwszy pokazał jakieś emocje.
-Zgadzam się z nim. Nie to że nie wierze ze mogą nas nauczyć wiele dobrego, wiem że i ich rodzice zabijali ale to jest zbyt mądry pomysł....- Maxi nie wyglądała na zachwyconą. Inni też nie byli z tego faktu zachwyceni.
-Ciesze się że to zauważyłaś, a ja mam inne apropos. Na wykładziki starszych tych sztywniaków można przynieść kakao, poduszkę i koc, nie?-zaczęła Sharona.
-I MP3 pleyera i książkę?- dodała Alexa.
- Możecie w ogóle nie przychodzić- burknęła Czelsi.
-Twój pierwszy dobry pomysł od początku twego życia.
-Obecność jest obowiązkowa, potem będą sprawdziany z wykładów!- wściekłą się Dara.- A teraz do widzenia, korzystajcie z wolnego.- wszyscy warcząc na siebie nawzajem odeszli w swoje strony. Lucy poszła do Ikuto, zostali oficjalną parą, Men poszedł na siłownię, Alexa na basen, a inni poszli do swoich pokoi.
~~~~*Dwa dni później*~~~~
Wyklęci szli jak na skazanie, wiedzieli z kim ma być pierwszy ich wykład. Weszli zrezygnowani na sale i usiedli na samym końcu. Przyszli o wiele za wcześnie więc nie zdziwiło ich że prawie nikogo nie ma. Uczniowie zaczęli się zbierać, kiedy zadzwonił dzwonek byli już wszyscy. Do sali weszły dwie osoby. Wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji, czarnych oczach i czarnych włosach, obok niego stała piękna kobieta o czerwonych włosach i szarych oczach, oboje wyglądali na ludzi koło 20.
-Witamy was na pierwszym wykładzie.- uśmiechnął się mężczyzna.- Na początek jakieś pytania?- kilka osób podniosło rękę.
-Proszę.- kobieta wskazała szarowłosego chłopaka.
-Są państwo małżeństwem?-zapytał.
-Tak, jesteśmy małżeństwem od 15- odparła szarooka.
-To ile państwo mają lat?-zdziwiła się jakaś dziewczyna w koku.
-Po 40.- odparł mężczyzna.
-Ale....- zaczęła ta sama dziewczyna.
-Jezus Maria przestań! To Chocolove i Kaja McDonell w darze za pomoc w turnieju żyją dłużej i mają zwolniony proces starzenia się!- wściekła się w końcu Luna. Wszyscy patrzyli na nią z oczami wielkości spodków od filiżanek.
-Rozumiem że to są ci słynni wykleci...- zaczęła Kaja i lekko się uśmiechnęła.- Bardzo dobrze zgadłaś, przejdziemy teraz do wykładu.- po raz pierwszy od dawna tak się zmieszała, ale umiała to ukryć, wiedziała że wyklęci są uczeni takich rzeczy w wieku 5 lat, ale przeczuwałą ze to się źle skończy...

13-"Jakim prawem skazaliście ich skoro nie jesteście lepsi pieprzeni hipokryci?!"

Od tego wydarzenia dzięki któremu łatwiej było rozpoznać rebelsów minął miesiąc. Pół potwory nie zadawały się z nikim poza sobą na wzajem. Elizabeth za każdym razem jak widziała Leo widocznie smutniała. Wszyscy z dzieci wesołej gromadki patrzyły na nich smutno, nawet Lucy która normalnie wykorzystywałaby nieuwagę Mena i namawiała go do randki dała spokój i za każdym razem gdy widziała Ikuto wzdychała tęskno i załamywała się. Cała szkoła patrzyła na nich ze zdziwieniem, natomiast przed rebelsami zwiewali.
Lucy jak zwykle szła po zajęciach do swojego pokoju. Nagle usłyszała grę na skrzypcach. Nie potrafiła się powstrzymać i poszła w kierunku z którego dobiegała muzyka. Nawet nie zrobiła trzech kroków, a została uderzona. Poleciała do tyłu i przewróciła się na szczęście na trawę.
-O jejciu, jaki ze mnie gapcio, chciałem tobą walnąć w drzewo.- zaśmiał się szyderczo Eric.- Mina atak melodią.- warknął. Jego  słuchawki podleciały w górę i zawisły świecąc się fioletową aurą. Zawisły na metrowej myszy w kolorze żółtym, miała fioletowe włosy i niebieskie oczy, ubrana była w czarno fioletową spódnicę i fioletowo-czarną bluzkę. Machnęła ręką, a w blondynkę uderzyły wielkie nuty. Takie ataki trwały od kilku minut, dziewczyna nie miała nawet czasu utworzyć kontroli.
-Mina kończmy to, młot dźwiękowy.- w ręku myszy pojawiły się nuty układające się w kształt młota. Lucy była zbyt poturbowana na obronienie się.- No proszę, ajk na córkę mordercy nie jesteś taka silna- zaśmiał się blondyn.
-O czym ty pieprzysz?- warknęła dziewczyna ledwo się podnosząc na łokcie.
- To ty nie wiesz?-zaczął się śmiać.- Ja pierdziele, to ci wyklęci są bardziej szczerzy niż wasi.-zaśmiał się.- Każdy z waszych rodziców zabił więcej niż jedną osobę!- śmiał się jak psychol. którym jest...- Teraz kończmy to...- spojrzał na nią wzrokiem zimnym jak tyłek pingwina. Dziewczyna była sparaliżowana, nawet nie myślała o obronie. Młot powoli zaczął opadać, lecz nawet nie tknął dziewczyny. Ikuto rozwalił kontrolę ducha chłopaka. Serce Lucy zabiło szybciej bo chłopak znowu miał niebieskie włosy i oczy, stał przed nią z pazurami podobnymi do pazurów volwerina.
-I co? Zadowolony? Co ci to dało? -warczał. Lucy po raz pierwszy widziała u niego taką wściekłość i takie załamanie jednocześnie. Był wściekły bo się o tym dowiedziała? Bo sprawiono jej przykrość?
-A żebyś wiedział! Niech wiedzą czemu  ich ścigami, czemu chcemy ich zabić tak jak was! Wszyscy jesteście dziećmi morderców! Nawet ta Dara zabiła jednego strażnika!!! WY WSZYSCY JESTEŚCIE WINNI!!!!-  chłopak po chwili wydał z siebie bezdźwięczny krzyk. Pazury Ikuto przebiły jego brzuch, krew opryskała mu twarz, twarz wyrażającą profesjonalne nic, zimno, oczy były puste...  Chłopak upadł i trząsł się.
-To nie koniec...-wydyszał i zniknął. Ikuto skończył kontrolę ducha i podszedł do dziewczyny. Trzęsła się i płakała, chłopak chciał jej pomóc, wziąć na ręce i zanieść do skrzydła szpitalnego, ale bał się że nie będzie tego chcieć.
-Lucy...Mogę cię zanieść do skrzydła szpitalnego?-zapytał łagodnie. Dziewczyna złapała go za rękę i czołgając się przytuliła go.
-Przepraszam....przepraszam...-szeptała. Chłopak wziął ją na ręce i przytulił.
-Nie ma za co...- odparł i zaczął iść. Blondynka powoli się uspokoiła, wtulając w chłopaka.
~~~~~~~~~~~~~*(po tym jak Lucy została zaniesiona i opowiedziała wszystkim co się stało) w gabinecie Yoh)~~~~~~~~~~
Yoh siedział załamany przeglądając listy ze skargami od rodziców dorosłych. Skarżyli się na następców X-LAWS oraz na rebelsów. Prawie płakał z tego wszystkiego, nagle do jego pokoju wpadł Hana. Po raz pierwszy od 2 lat widział w jego oczach nienawiść i wściekłość. Podszedł do biurka i walnął w  nie pięścią.
-Jak tak można?! Jakim prawem skazaliście ich skoro nie jesteście lepsi pieprzeni hipokryci?!- patrzył na niego z nienawiścią.
-O czym ty...?!- Yoh był zaskoczony, myślał ze ten Hana nigdy nie wróci, niestety się mylił...
-O czym?! Skazaliście ich za morderstwa, a sami co robiliście?! Wyklęci wiedzą o was więcej niż my! Ich rodzice mówili im wszystko nie ważne jak ich to bolało!!!- warknął- Czemu nie umiecie być z nami szczerzy!?- Asakurowie patrzyli sobie w oczy. Wzrok starszego wyrażał smutek i błaganie o przebaczenie, lecz młode oczy wyrażały jedynie niechęć. Hana zdenerwował się jeszcze bardziej i odszedł, a Yoh westchnął i wiedział co musi teraz zrobić. Sięgnął po telefon i wykręcił numer do kuzynki.
-Dara... Zadzwoń do wszystkich... Tak nawet do nich...- westchnął.

niedziela, 22 listopada 2015

12- Zmiana

Wszyscy Rebelsi siedzieli i czytali stare gazety. Choć czytali to za dużo powiedziane... Gazety były pogniecione, a zaciśnięte na nich ręce trzęsły się wściekle.
-Te pieprzone sługusy lucyfera!!!-wydarła się wściekła Luna rzucając gazetą w kont. Reszta gazet została niszczona.
-Nienawidzę ich.-warczał Leo i Luk. Alexa niszczyła gazetę pazurkami, Kairi i Ikuto sprawili ze papier poczerniał i zmienił się w popiół, Sharon paliła kartki, a Aurora zgniotła papier i płakała w kacie.
-Mówiłam wam...-zaczęła Sharon.- Oni mają naszych rodziców za morderców...
-Ci....ci...-warczał wściekły Leo.
-Chamy? Dziady? Dupki? Sukinsyny?-podpowiadał Luk miażdżąc kawałek stołu.
-Wszystko na raz!-wybuchł Kairi, a spod jego stóp buchnął czarny ogień.
-Wszyscy się uspokójcie!-powiedziała Luna.- Co nam da że ich powyzywamy?-zapytała dyplomatycznie.
-Ulgę?-zapytała, a raczej zawarczała Alexa.
-Fakt, ale może lepiej zebrać się w garść!-powiedziała Sharon. Rzuciła im inne papiery.- Mają nas za potwory... Za tych co krzywdzą wszystko co widzą... Więc pokażmy czym są potwory...-jej oczy zajarzyły się ogniem, a na głowę założyła dziwną czapkę jaką często zakładają dzieci przebrane za wiedźmy.
-Okej- jako pierwsza odpowiedziała jej Luna.- Czyli koniec z maskowaniem się..?-zapytała zjadliwie.
-Po części...-uśmiechnęła się wrednie Sharon.
-Mi pasi.- Ikuto wstał i wyszedł.
-On to na serio jest idiotą...- warknął Kairi i wyszedł za bratem.
-Ja nie widzę sensu...- zaczęła Aurora.- Co wam to da? Utwierdzicie ich tylko w tym ze mieli racje...- była smutna, pomimo wszystko myślała że są inni, jednak nie miała racji.
-Przecież i tak nie zmienią zdania...- Alexa patrzyła na nią. Miała ona wilcze uszy, ogon, pazury oraz kły, a źrenice zamiast okrągłych były wydłużone.- Zawsze byłaś dla nich miła... A oni mają cię za potwora...- do oczu blondynki napłynęły łzy. To była prawda... Jej serce zawyło rozpaczliwie.
-Więc... Postanowiona... Koniec z ukrywaniem się... Będziemy  tacy jak jesteśmy...-powiedziała Sharon patrząc w nocne niebo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*następnego dnia*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęły już dwie lekcje, wszyscy przechodzili do następnej sali. Men gadał z Bradem, a Lucy słuchała go trzepocząc rzęsami, na co młody tao miał przeuroczo wywalone. Hana i Maxi stali i czekali na nich, Czelsi i Yuki tłumaczyli sobie nawzajem lekcje. Carmen i Elizabeth rozmawiały o meczach pomiędzy szkolnych które mają się niedługo zacząć. Ela zauważyła Leo, uśmiechnęła się do siebie i podbiegła do niego.
-Leo!- chłopak nie zareagował, zdziwiła się kiedy na nią nawet nie zaczekał.- Leo!- złapała go za ramię. Po chwili mocny uścisk oderwał jej rękę od chłopaka. A właściwie on sam to zrobił patrząc na nią z wściekle, dopiero teraz zauważyła że ma on czarne włosy i zielone oczy, Leo tak samo.
-Won z łapami od mojego brata- warknęła białowłosa dziewczyna o żółtych oczach.
-Spoko Alexa, daj spokój to nie zrozumie...-powiedziała niebieska istota.
-Racja Luna...- i wszystkie odeszły.
-Co to było?-zapytał Hana.
-Nasza prawdziwa postać...-powiedziała jakaś... no cóż wiedźma...- W końcu tak nas widzicie.- wszyscy byli zakręceni... Z resztą ja też, pewnie tak jak wy, ale to się wyjaśni później.

piątek, 13 listopada 2015

Współpraca^^

Witam, witam i witam^^ Mam dla was niespodziewajkę Więc.... Pisze bloga z kumpelą^^ Oto link, na razie nic nie ma, ale będzie^^ Wiec macie zaglądać i nie przyjmuje "nie" jako odpowiedź-,-
http://jeffthekillervsthehalfbeast.blog.onet.pl/