sobota, 26 września 2015

8.Ja już nie wiem co tu się wyrabia!;-;

Lucy i Hana szli ścieżką rowerową. Za nimi szła Maxi, Brad i Elizabeth. Ostatnia ciągle myślała o Leo, który na prawdę nadal jej unikał. Do matki w ogóle się nie odzywała. Lucy jak zwykle darła się że przecież ta cała Alexa uniemożliwia jej i Menowi zejście się, bo chodzili ze sobą jakiś miesiąc.
Czelsi i Yuki którzy do tej pory byli na przodzie zatrzymali się.
-Przestańcie smęcić, to nic nie da...-powiedziała Czelsi.
-A moim zdaniem to mam psychiczna siostrę... Bo Alexa miała rację... To co ty robisz to prześladowanie, dokładniej prześladujesz Mena...
-Słucham!?-warknęła na brata.
-A co z tym Ikuto? On cię lubi nie?-zapytał Yuki.
-Ale ja go nie!-odparła blondynka. Hana mając już tego dość spojrzał na nich.
-Moim zdaniem zachowujesz się jak rozpieszczona gówniara... Men cię lubił, ale przez twoje zachowanie ma cię dość...
-Odezwał się kreator kaziroctwa!-warknęła Lucy
-Coś ty powiedziała?!-wydarł się.
-A o to ze totalnie lecisz na Sharon!
-Zamknij mordę!-szepnął głośno.- Nie masz o nich zielonego pojęcia! Widocznie jednak Men i tak woli spędzać czas ze mną i z nimi niż z tobą!
-Ej uspokójcie się...-zaczęła Maxi.
-Własnie wyzywanie się nic nie zmieni...-dodała Elizabeth. Nagle podbiegł do nich Men. Zatrzymał się zdyszany i spojrzał na nich.
-Co się stało!?-zmartwiła się Lucy.
-Nie widzieliście ostatnio Luny i Sharon?-zapytał. Wszyscy po sobie spojrzeli.
-O ile wiem razem z Carmen poszły do centrum handlowego, a czemu pytasz?-zdziwiła się Maxi. Men wyjął z kieszeni telefon i wysłał SMS'a.
-O co tu chodzi!?-zapytał wściekły Hana.
-O to ze są w niebezpieczeństwie!
-Nie martwcie się o te pomioty szatana...-usłyszeli głos dziewczynki. Spojrzeli w stronę niedalekiego lasu. Przed nim stała drobna blondynka z wielkim uśmiechem na twarzy.- Bo teraz musicie się martwić o siebie-powiedziała a jej uśmiech ustąpił obojętnej minie, a w oczkach była nienawiść.
*W Galerii*
-Nie mogę się zdecydować;-; - powtórzyła Carmen trzymając w ręce 2 książki. Chciała kupić obie ale wzięła za mało pieniędzy, a znając siebie wiedziała ze jej się nie będzie chciało wrócić.
-Więc może pożyczę ci pieniądze a potem mi oddasz?-zapytał Sharon obładowana mazakami, ołówkami, kredkami i blokami rysunkowymi
-Okej^^-uśmiechnęła się Carmen. Poszły razem do kasy i zapłaciły, po czym się spakowały. Zadowolone wyszły ze sklepu rozmawiając o pracy domowej zadanej na poniedziałek. Nagle coś uderzyło Sharon w brzuch. Dziewczyna rozszerzyła oczy, wypluła trochę krwi i wbiła się w ścianę. Carmen natomiast została oszołomiona mocnym uderzeniem w głowę. Sharon, która trzymała się za brzuch, powoli się podniosła i spojrzała na napastnika. Byłą to Scarlet, uśmiechała się psychopatycznie trzymając w ręce swoją broń.
-Znowu ty...-burknęła. Oceniła swoje obrażenia, miała połamane żebro i tyle, ale cholernie bolało, a oddychanie było ciężkie.- Spieprzaj zanim znowu cię skopię...-zacisnęła zęby.
-Chciałabym to zobaczyć...-zaśmiała się ruda dziewczyna
-To zobaczysz...-zaśmiała się dziewczyna. Scarlet wnerwiła się i biła ją bez opamiętania. Sharon po 10 ciosach straciła przytomność.
-W imię pokoju i dobra na świecie-uniosła ostrze nad głową szatynki. Spóściła go powoli, ale maczeta powstrzymała ostrze. Obok Scarlet stałą zakapturzona dziewczyna.
-Zamknij mordę tworze pojebów!

1 komentarz:

  1. Ile sie można do mnie nie odzywać;-; to smutne ja tak nie chce;-; zresztą ile można sie fochać....
    Ela:Właśnie... I choć widok Sharon w tym stanie budzi we mnie satysfakcjie to mnie jej szkoda
    Właśnie poprzednie wyrzutki były łaskawe zabijać szybko i na raz a te to są jakieś sadysty ;-;
    Yoh:I co oni chcą zrobić naszym dzieciom!?
    Ana:Właśnie wcześniej polowali tylko na Haociaki
    Hao:Ej-,/
    Anna:No co taka prawda...
    Tak czy inaczej czekom na next^^

    OdpowiedzUsuń