Yoh siedział załamany na krześle. Wiele rodziców uczniów, nawet jego przyjaciele, byli niezadowoleni z faktu iż w szkole zrobiło się niebezpiecznie. Mężczyzna wstał i podszedł do okna patrząc przez nie, dostrzegł swoją bratanicę, siedziała na ławce i czytała jakąś książkę, zdziwił się bo jest już październik, a godzina jest dość późna bo po 20. Zszedł i zaczął iść w jej kierunku, usiadł obok, ale ona nie zareagowała. Już otwierał usta, a tu niespodzianka...
-Czytam, nie widać?-zapytała nie odrywając wzroku znad lektury. Yoh po raz pierwszy od dawna zbaraniał.Nie odzywał się już, nawet nie próbował, usłyszał westchniecie i zamykanie książki. Czerwone oczy spojrzały w jego czarne. Momentalnie przypomniała mu się jej matka, a no tak, znał ją, wyznawcy Hao dostali drugą szansę, lecz niestety nie wykorzystali jej...
-Jakim cudem ktoś taki jak pan pokonał moją matkę i ojca..?-usłyszał pytanie które było skierowane do niej, a nie do niego. Patrzył na nią zdziwiony, wydawała się spokojna i łagodna, wiedział jednak ze tak nie jest... Była jak Hao, niby łagodny, niewinny.... A tak na prawdę chętny do zabicia ludzi... Mężczyzna wstał i zaczął odchodzić.
-Czemu..?-usłyszał za sobą pytanie. Odwrócił się i spojrzał na nią.- Czemu dałeś nam szansę skoro nie dałeś jej im?-dodała po chwili. Patrzyli tak na siebie mierząc się spojrzeniami. Ona się uśmiechnęła i wstała odchodząc rzuciła jednak.- Boicie się tego czego nie rozumiecie... Ale czasem to światło bywa mrokiem-i zniknęła za zakrętem. Asakura nic, a nic nie rozumiał, nie dał im szansy?! Oj dostali ją! Oczywiście mówimy tu o rodzicach rebelsó, jak to by po ingliszu (spolszczenia są tu specjalnie!) powiedziano. Zapewne nie rozumiecie co tu się odwala, ale po to jestem tu ja i już objaśniam, no właściwie za chwilę. Yoh wrócił do biura i usiadł na krześle wzdychając. Łokcie oparł o biurko, a głowę oparł o dłonie. Pamiętał to zbyt dobrze... Nadzieje którą miał... Nadzieje że Hao się zmienił, a jego poplecznicy zrobią to samo... Pamiętał Mari i jej chłopaka, Miki i tych wszystkich wampirów, Rena i Jeanne... Hao i Imoge... Tak szczęśliwych... Zacisnął pieści i próbował się uspokoić. Do teraz pamiętał te zabójstwa tak bardzo podobne do zabójstw które dokonywał Hoa, fałszywą chęć pomocy z jego strony. Zapłakaną Annę która wpadła i oznajmiła że Jeanne jest w domu Rena i białowłosej... Leżała we krwi z martwymi oczami i ręką wyciągniętą w kierunku zdjęcia Miki, Rena, Jeanne, Aleksandra i małego Mena oraz Leo i Luka... Do dziś nie może uwierzyć że wszystko wskazywało na nich.... Masowe zabójstwa na Hao, a zabójstwo białowłosej wskazywało na Miki... Ich krzyki i marne tłumaczenia...
Anna weszła do gabinetu męża i zastała go siedzącego na fotelu... Patrzył ze smutkiem na pewną fotografię. Blondynka zbyt dobrze wiedziała jakie to zdjęcie, pomimo ze stałą dość daleko.
-Wszystko było łatwiejsze kiedy byliśmy tuż po turnieju...-zaczęła.- Pamiętasz?-zapytała podchodząc i patrząc na ukochanego.
-Tak... Hao przyszedł i przeprosił... Prosił o szanse dla popleczników... -uśmiechnął się szatyn.- Myślałem ze jednak jest w nim dobro....
-Wszyscy tak myśleliśmy.- kobieta spojrzał na zdjęcie, dostrzegł młodą siebie w wesołym uścisku Miki i Jun. Blondynka lekko zawstydzona i zmieszana tym wszystkim, Jun z uśmiechem zasłoniętym dłonią i jej kuzynka tuląca ją i czerwoną wręcz Jeanne. Uśmiechnęła się do wspomnienia.
-Wszyscy na zdjęciu są weseli...-powiedział Yoh z uśmiechem.- Tutaj jest Horo i Maja-pokazał na daną parę.- A tutaj Choco i Kaja... Morty i Elenor... Ja i Hao...-powiedział z delikatnym uśmiechem.
-Stare dzieje...-dodała Anna.
-A tu Leo obok Jun... A tak w ogóle to co u ich dzieci?-zapytał ciekawie.
-O ile wiem Olivia jest w Paryżu, a ich syn na wykopaliskach...-dodała spokojnie.
-A no tak...-westchnął mężczyzna.- Keni ma talent do gotowania po rodzicach...-powiedział patrząc na Ryo i ładną czarnowłosą kobietę.
-Ale Koko ma urodę po matce i kochliwe serce po ojcu-zaśmiała się Anna.
-Fakt.-powiedział wesoło. Spojrzeli na siebie i pocałowali się, od dawna nie mieli chwili spokoju. Do drzwi zapukał Hana.
-Proszę.-powiedzieli oboje w równym czasie.
-Robota tu macie?-zapytał blondyn wzdychając.- Posłuchajcie wszyscy ze szkoły chcą jakąś wycieczkę...-podał im pudełko na prośby, z którego wypadła tona karteczek z prośbą o wycieczkę. Yoh i Anna patrzyli na to z wielkimi oczami, a Hana spojrzał z miną typu "też nie wiedziałem że mamy tylu uczniów".
-Dobrze zajmę się tym później.-powiedział mężczyzna.
-Okej...-chłopak wyszedł. Anna patrzyła za synem, była zaniepokojona, miała wrażenie że stanie się coś złego, ale nie wiedziała co...
-No cóż... idź spać... Ja zajmę się robotą i przyjdę.-powiedział mężczyzna układając sosik kartek.
-Zastanawiałeś się kiedyś co by było gdyby....-urwała, nie umiała tego powiedzieć...
-Gdyby nie zabili ponownie? Tak wiele razy... Ale wszystko wskazuje na nich....-westchnął.- Są winni i muszą ponieść za to odpowiedzialność...-dodał ze smutkiem.
-Wiem... Po prostu... szkoda ze nie jest inaczej...-powiedziała blondynka odchodząc.
-Też tak uważam...-powiedział szatyn sam do siebie.
Yoh:Haoś mój kochany to nie byłeś ty ja to wiem!!!*wtula sie w brata*
OdpowiedzUsuńHao:Eeeeeeeeee.... *próbuje odkleić brata*
Anna:Yoh-,- ja ci dam wiecej afektu bratu okazywać niż żonie!
Hao:Narzeczonej w sumie zawsze może zerwa...
Anna*morderczy wzrok*
Hao*zwiewa gdzie pieprz rośnie*
Ja przepraszam dlaczego Sharon nienawidzi najbardziej mnie i Eli... No sory bardzo nawet sie teraz we wspomnieniach z Lysergiem nie pojawilam...
I to wyrzutki wszystkich mordneły prawda? Jasne że tak...
Je:Czyli ja nie żyje....
Men:Mama klew?
Je:Nic nic... Skaleczyłam sie*tuli go*
Men*podskakuje poddenerwowany*
Duch straszej Je:W mawiaj to sobie....
Je:Won jesteś sraszna!!!
Ren:Mnie to mówisz...
je:Znaczy ja bedę... Znaczy wracaj do siebie...wypycha swojego ducha do swiata duchow*
Tsa.... To ten rozdział mi sie bardzo podobał był taki emocjonalno-pszychologiczny Me gusta XD czekam na Next!!!