-Yoh?-zapytała zmartwiona. Spojrzał na nią przybity. Podeszłą do niego.- Ja też się tym martwię... W końcu dzieci Miki też tu przyjadą...-posmutniała na to imię...
-Anna ja nadal nie wiem czemu do niego dołączyła... Rozmowa z Renem też nie pomaga... nawet nie chce o niej słyszeć... Ale mam wrażenie że ich dzieci są teraz poważniejszym problemem...
-Racja...-westchnęła Anna.- Może nie będzie tak źle...-powiedziała patrząc na pozostałe teczki.
Jakiś diabołek pakował ich ostatnie rzeczy do wielkiego auta. Dzieci zegnały się z rodzicami, Sharon spojrzała prosto w oczy ojca. Pomimo innego koloru były one podobne. Hao przytulił córkę.
-Ucz się pilnie...-powiedział głaszcząc ją po głowie.- I nie daj sobą pomiatać... Pamiętaj to że jesteś stąd nie znaczy ze jesteś gorsza...-powiedział i mocno ją przytulił. Potem podał jej jakieś pudełeczko.
-Co to?-zdziwiła się dziewczyna.
-To prezent od twojej matki-Szatyn znowu pogłaskał czerwonooką. Ta położyła dłoń na jego dłoni, wtuliła się w niego.- Będziesz nosić?-zapytał pokazując jej wisiorek, dość staromodny, złoty naszyjnik, dość spoty... Z białym kotem. Patrzyła zachwycona na to.
-Oczywiście!-powiedziała zachwycona i założyła go na szyję.
-Te! Ognista! Ruszaj szkielet!-krzyknęła Alexa. Miała na szyi naszyjnik w kształcie sierpa księżyca z czarną gwiazdką, a w ręce trzymała szkatułkę. Jej matka zawsze we wszystkim przesadzała. Pani Makoya żegnała każde dziecko z równym żalem. Sharon mocno się do niej wtuliła. Ta przypięła jej do włosów spinkę. Przypominała motyla, ale fakt iż był pomarańczowy nadawał efekt płomieni. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i odeszła, po czym weszła do wozu.
Rok szkolny rozpoczął się od przemówienia dyrektora no i pokazania akademików. Minął już tydzień odkąd dzieci z wyspy tutaj mieszkają, nikt ich nawet nie poznał, fakt są zbuntowani, ale nie sprawiają problemów w klasie. Ale nie może przecież tak być... Na nieszczęście Ikuto i Kairi stwierdzili ze tak być nie może. Leo i Luk się do nich dołączyli i zrobiła się prawdziwa masakra...
Sharon i Alexa siedziały na lekcji, były bardzo znudzone, ale nie przeszkadzały nauczycielowi. Zdziwił je jednak brak bracia Makoya, oraz braci Bishmarch. Luna widziała jak prowadzą Ikuto do pielęgniarki. Dziewczyny więc uznały że niebieskowłosy niedługo będzie mieć dzień pożerania jabłek.
-...Dobrze, więc teraz dobierzcie się w trójki i zacznijcie robić zadania, na następnej lekcji je ocenię.-powiedziała 40-letni mężczyzna o czarnych, krótkich włosach i szarych oczach.
-Kanał...-westchnęły obie naraz. Zauważyli ze jedyną osobą która nie miała jeszcze grupy była brązowowłosa dziewczyna z zielonym pasemkiem. Nieśmiało do nich podeszła ze swoim zeszytem.
-H...hej...-powiedziała.- J...jesteście bez pary i ja też i...
-Po prostu usiądź...-powiedziała Sharon. Alexa już rozwiązywała zadania, nie miała najmniejszej ochoty na rozmowy z tymi grzecznymi teletubisiami. Elizabeth usiadła na przeciwko nich i zaczęła rozwiązywać zadania. Kiedy półkrwiści już skończyli otworzyła szeroko usta i oczy, nie że była jakaś głupia i nie umiała ich rozwiązać, szło jej dobrze, ale w życiu nie widziała by ktoś tak szybko pisał. Nagle na dziedzińcu rozległ się dźwięk wybuchu. Makoya i czerwonooka spojrzały na siebie z miną "co za idioci". Zbyt dobrze wiedziały kto to zrobił. Nauczyciel wybiegł z klasy, uczniowie z racji ze to uczniowie pobiegli za nim. 2 szatynki w towarzystwie trzeciej różniącej się odrobiną zieleni we włosach. Stanęły przy... Walącym się posągu przed szkołą. Stał na nim Kairi i Ikuto. Bliźniaki stały na dole zadowolone z siebie.
-Chrzanić dobrych!-krzyknął Ikuto i przywalił pięścią okutą w niebieską rękawiczkę w biedny, pokruszony posąg. A kawałek zaczął lecieć w stronę Elizabeth.
-Uważaj!-krzyknęła Czelsi. Wszyscy jednak byli za daleko. Kamień upadł i uniosła się chmura kurzu.
-Mamy się aż tak nie wychylać matoły!-krzyknął Leo. Był on na pobliskim drzewie z piwnooką na rękach.- Mieliśmy ich uświadomić że dzieci tych, o mój Vladimiże, zuych...
-Niezły refleks bracie-zaśmiał się Luk.
-Obaj jesteście jebnięci!!!!!!-wydarłą się na nich siostra ze straszna miną.
-No już, już Alexis nie przesadzaj...-powiedzieli zakłopotani i świetnie ukrywający strach bracia Bishmarch.
-Chwila, co się tutaj wyprawia!?-zapytała żona dyrektora.- Kto za to zapłaci!? Mogliście zabić Elizabetch!
-Niech maci se poluzuje te figi...(rodzaj damskiej bielizny)-powiedziała brązowooka i pstryknęła palcami, a pomnik momentalnie się naprawił.- A wy ruszać bosko śmiertelne tyłki na lekcję bo was po lekcjach przećwiczę!-warknęła i wróciła do klasy.
-Bachornia...-burknęła Shona i odeszła po drodze mijając Hanę. Chłopak obejrzał się za nią, gdy przechodziła poczuł słodki zapach truskawek.
-Tak jak się spodziewałem, ten rok będzie ciekawy...-westchnął Men stojący obok niego.
-Kto to był?-zapytał sam siebie Hana, lecz zapytał za głośno.
-Nie wiem... Ale twoja mama pewnie wie... Choć moim zdaniem oni na kilka metrów śmierdzą kłopotami, których ani ty, ani ja nie potrzebujemy...-upomniał blondyna białowłosy. Pomimo to jasnooki poczuł że jeśli chociażby z nią nie porozmawia.
Wściekłą blondynka weszła do gabinetu męża. Trzasnęła drzwiami, tak że chłopak aż podskoczył na krześle. Popatrzył na nią zdziwiony, podeszłą i spojrzała na niego z miną żeby lepiej na prawdę robił coś ważnego. Mężczyzna właśnie studiował kilka akt swojej drugiej pracy, Króla Szamanów.
-Te bachory właśnie zniszczyły pomnik, prawie zabili Elizabetch, naprawili ten pomnik, bezczelnie się do mnie odezwały i uratowali twoją prawie siostrzenicę!- wyrzuciła na jednym wydechu. Jej mąż mrugał zawzięcie przetwarzając informacje.
-Cooo?!-zapiszczał.
-To co słyszałeś! Już sprawiają kłopoty! Ledwie tydzień wytrzymali.-wrzeszczała kobieta.
-Anna... Chyba nie chcesz ich już odesłać...-powiedział unosząc jedną brew do góry. Widząc wściekłość żony podszedł do czajnika i wstawił wodę po czym zaparzył jej melisy. Po tym jak wypiła parę łyków trochę się uspokoiła.
-Ciekawe... Które dziecko było jej...-zapytała samą siebie. Jej mąż też się tym ciekawił. Zdjęcia w aktach były dość stare dzieci tam mają po 8 lat... Teraz niektórzy mają nawet 2 razy tyle...
Hana szedł korytarzem do małego sklepiku. Przed chwilą skończył trening, a całe picie już wypił. Gdy doszedł tam zobaczył tą dziewczynę. Właśnie płaciła za ciastka, wzięła resztę i obróciła się w jego stronę. Patrzyła prosto na niego. Piękna dziewczyna o czerwonych oczach, idealnych brązowych włosach, o pięknej, szczupłej sylwetce pokreślonej lekko luźną, białą bluzką i żółtą minispódniczką. Patrzyli sobie prosto w oczy. Hana poczuł jak się rumieni, no bo jak ktoś tak piękny i wyglądający niewinnie może być kimś złym? Albo chociaż jego dzieckiem?
Naszyjnik Shony
Naszyjnik Alexy
Załóżmy ze wszyscy rodzice są zachwyceni dziećmi... Ok? Jasne że nie i na mnie nawrzeszczysz,ale trudno... PRAWIE ZABIŁAŚ MI DZIECKO!!!! Co za pieprzeni chulgani nie mogli tego zwalić jak nikogo nie było!? Do jasnej cholery, tak bardzo muszą zaznaczać jacy cudowni och ach i nie wiadomo co!? No to by było na tyle z ochrzanem... Co sie stało miedzy tobą a Renem? Dowiemy sie może czy nie?
OdpowiedzUsuńRen:A będziemy razem;-;?
I w ogóle to Sharon i Hana to jest kazirodzcze... Skoro Hao jest przodkiem Yoh a notabene cześć jego żyje w jego bracie zanim tamten go zabił...,
Hao:To było strasznie zawiłe...
Inna sprawa że Yoh i Anna też są w jakimś stopniu ze sobą spokrewnieni.... Nie ważne czekam na next licząc ze mnie nie zabijesz...
Hao nasz córeczka idzie do szkoły!!
OdpowiedzUsuńHao: My nie mamy córki!!
Nie odpieraj mi marzeń.
Hao: Będę a tak po za tym nie dziwię się że Anna się wkurzyła.
Ja też nie. Ona jest przerażająca.
Hao: ok to my lecimy do kolejnej notki.
Pozdrawiamy Marcia i Haoś.
Hao: Znowu!!!!!!
Tak ^^