Od tego wydarzenia dzięki któremu łatwiej było rozpoznać rebelsów minął miesiąc. Pół potwory nie zadawały się z nikim poza sobą na wzajem. Elizabeth za każdym razem jak widziała Leo widocznie smutniała. Wszyscy z dzieci wesołej gromadki patrzyły na nich smutno, nawet Lucy która normalnie wykorzystywałaby nieuwagę Mena i namawiała go do randki dała spokój i za każdym razem gdy widziała Ikuto wzdychała tęskno i załamywała się. Cała szkoła patrzyła na nich ze zdziwieniem, natomiast przed rebelsami zwiewali.
Lucy jak zwykle szła po zajęciach do swojego pokoju. Nagle usłyszała grę na skrzypcach. Nie potrafiła się powstrzymać i poszła w kierunku z którego dobiegała muzyka. Nawet nie zrobiła trzech kroków, a została uderzona. Poleciała do tyłu i przewróciła się na szczęście na trawę.
-O jejciu, jaki ze mnie gapcio, chciałem tobą walnąć w drzewo.- zaśmiał się szyderczo Eric.- Mina atak melodią.- warknął. Jego słuchawki podleciały w górę i zawisły świecąc się fioletową aurą. Zawisły na metrowej myszy w kolorze żółtym, miała fioletowe włosy i niebieskie oczy, ubrana była w czarno fioletową spódnicę i fioletowo-czarną bluzkę. Machnęła ręką, a w blondynkę uderzyły wielkie nuty. Takie ataki trwały od kilku minut, dziewczyna nie miała nawet czasu utworzyć kontroli.
-Mina kończmy to, młot dźwiękowy.- w ręku myszy pojawiły się nuty układające się w kształt młota. Lucy była zbyt poturbowana na obronienie się.- No proszę, ajk na córkę mordercy nie jesteś taka silna- zaśmiał się blondyn.
-O czym ty pieprzysz?- warknęła dziewczyna ledwo się podnosząc na łokcie.
- To ty nie wiesz?-zaczął się śmiać.- Ja pierdziele, to ci wyklęci są bardziej szczerzy niż wasi.-zaśmiał się.- Każdy z waszych rodziców zabił więcej niż jedną osobę!- śmiał się jak psychol. którym jest...- Teraz kończmy to...- spojrzał na nią wzrokiem zimnym jak tyłek pingwina. Dziewczyna była sparaliżowana, nawet nie myślała o obronie. Młot powoli zaczął opadać, lecz nawet nie tknął dziewczyny. Ikuto rozwalił kontrolę ducha chłopaka. Serce Lucy zabiło szybciej bo chłopak znowu miał niebieskie włosy i oczy, stał przed nią z pazurami podobnymi do pazurów volwerina.
-I co? Zadowolony? Co ci to dało? -warczał. Lucy po raz pierwszy widziała u niego taką wściekłość i takie załamanie jednocześnie. Był wściekły bo się o tym dowiedziała? Bo sprawiono jej przykrość?
-A żebyś wiedział! Niech wiedzą czemu ich ścigami, czemu chcemy ich zabić tak jak was! Wszyscy jesteście dziećmi morderców! Nawet ta Dara zabiła jednego strażnika!!! WY WSZYSCY JESTEŚCIE WINNI!!!!- chłopak po chwili wydał z siebie bezdźwięczny krzyk. Pazury Ikuto przebiły jego brzuch, krew opryskała mu twarz, twarz wyrażającą profesjonalne nic, zimno, oczy były puste... Chłopak upadł i trząsł się.
-To nie koniec...-wydyszał i zniknął. Ikuto skończył kontrolę ducha i podszedł do dziewczyny. Trzęsła się i płakała, chłopak chciał jej pomóc, wziąć na ręce i zanieść do skrzydła szpitalnego, ale bał się że nie będzie tego chcieć.
-Lucy...Mogę cię zanieść do skrzydła szpitalnego?-zapytał łagodnie. Dziewczyna złapała go za rękę i czołgając się przytuliła go.
-Przepraszam....przepraszam...-szeptała. Chłopak wziął ją na ręce i przytulił.
-Nie ma za co...- odparł i zaczął iść. Blondynka powoli się uspokoiła, wtulając w chłopaka.
~~~~~~~~~~~~~*(po tym jak Lucy została zaniesiona i opowiedziała wszystkim co się stało) w gabinecie Yoh)~~~~~~~~~~
Yoh siedział załamany przeglądając listy ze skargami od rodziców dorosłych. Skarżyli się na następców X-LAWS oraz na rebelsów. Prawie płakał z tego wszystkiego, nagle do jego pokoju wpadł Hana. Po raz pierwszy od 2 lat widział w jego oczach nienawiść i wściekłość. Podszedł do biurka i walnął w nie pięścią.
-Jak tak można?! Jakim prawem skazaliście ich skoro nie jesteście lepsi pieprzeni hipokryci?!- patrzył na niego z nienawiścią.
-O czym ty...?!- Yoh był zaskoczony, myślał ze ten Hana nigdy nie wróci, niestety się mylił...
-O czym?! Skazaliście ich za morderstwa, a sami co robiliście?! Wyklęci wiedzą o was więcej niż my! Ich rodzice mówili im wszystko nie ważne jak ich to bolało!!!- warknął- Czemu nie umiecie być z nami szczerzy!?- Asakurowie patrzyli sobie w oczy. Wzrok starszego wyrażał smutek i błaganie o przebaczenie, lecz młode oczy wyrażały jedynie niechęć. Hana zdenerwował się jeszcze bardziej i odszedł, a Yoh westchnął i wiedział co musi teraz zrobić. Sięgnął po telefon i wykręcił numer do kuzynki.
-Dara... Zadzwoń do wszystkich... Tak nawet do nich...- westchnął.
Horo:Ale tak żeby tak moje dziecko zmasakrować;-; Czemu akurat ją;-;?
OdpowiedzUsuńYoh:Co się stało O.o? Kogo ja zabiłem;-;?
I Dlaczego ja;-;? Nie chce i jeszcze ty wredoto to podkreśliłaś-,- niezgadzam się...
I do kogo ja dzwonie..? Kto to są ci wszyscy O.o boje się.
Rozdział mi się podobał pełen napięcia i akcji już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
Yoh:I to dlatego Hana jest na mnie znowu wściekły? Nie jestem hipokrytą nie chciałem zabić Silvy to tak jakoś wyszło;-; musieliśmy pokonać Hao;-;
UsuńTaaaa... Jak już mówiłam rozdział świetny^^