-Ale ja proszę o spokój!- Kaja prawie ze płakała, patrząc jak jej mąż krył się za biurkiem przed wszystkim co uczniowie znaleźli pod ręką po jego "prześmiesznym" żarcie który jak zawsze wyszedł do niczego. Yukki i Czelsi gwizdali patrząc na wszystkie strony i udając ze wcale nie są jego dziećmi, aż w końcu nadeszło wybawienie mężczyzny czyli dzwonek. Uczniowie z krzykiem, piskiem, rozmowami i śmiechem opuścili salę. Jednak tuż za wyjściem wszystko ucichło, wszyscy pobladli a happy grupe children patrzyli na dwie osoby, wygnani przecisnęli się i również spojrzeli na .... rodziców Leo, Alexy,Luka i Sharon. Nawet ich dzieciaczki zdziwiły się na ich widok. Kobieta miała długie do połowy uda brązowe, lekko kręcone włosy, z fioletowymi, pomarańczowymi i niebieskimi pasemkami, a wzrok zimnych, brązowych jak czekolada oczu wyrażał że jak ją ktoś zdenerwuje to powyrzyna wszystkich jednym duchem palca, Hao natomiast wyglądał w miarę normalnie, miał włosy do pasa, brązowe, prawie czerwone oczy które przypominały smocze i obserwowały wszystkich dookoła.
-Co to za zamieszanie, przesunąć się mendy!-warknęła dziewczyna o białych włosach przepychając się i znajdując tuż przed dwójką.- A wy co? Mroczne elfy z drogi szmaciarze, wiecie kim jest mój ojciec.- Hao zaśmiał się, co zrobiła i Miki. Elizabetrz przełknęła ślinę i schowała się za Leo. Ten popatrzył na nią jak na idiotkę i wraz z rodzeństwem oraz Sharon poszedł witać rodziców którzy już wbili do głowy białowłosej kim są i czemu się z nimi nie zaczyna, więc ta chcąc nie chcąc cofnęła się, a tam wpadła na matkę która wpatrywała się w dawną przyjaciółkę i kuzyna.
-Dużo się zmienili...-szepnęła. Dziewczyną coś trzasnęło, wnerwiło ją że matka tak mówi a była jedną z osób które były za posłaniem ich na wyspę.
-Trzeba było pomyśleć zanim ich wysłaliście na ognistą wyspę...- skwitowała. Jej matka zrobiła minę typu foch i odeszła. Wtem zauważyła Mena. Stał i trząsł się ze wściekłości którą miał wypisaną na twarzy.
-Co się stało?-zapytała go.
-To ona zabiła moją matkę...-warknął zaciskając ręce w pięści.
-Wiesz nie wiadomo na pewno...- Elizabeth odkąd poznała tą sprawę. Nie wierzyła że zrobili to oni, może i było kilka dowodów na nich, może i Miki miała depresję, a Hao rozpaczał po śmierci żony, ale nawet po tym nie uwierzy że zrobili by takie błędy i zabijali tak że jednomyślnie wszystko wskazuje na nich.
-Wszystko na nią wskazuje!-warknął. Elizabeth westchnęła i pokręciła tylko głową, wiedziała że jak chłopak się uprze to nie da za wygraną...
-Uwaga mamin synki i córunie tatuśków- powiedział Hao, mówił normalnie, ale żaden krzyk, żaden megafon, nic do tej poty nie uzyskało takiego efektu w tej szkole.- Na początek, przed zajęciami odbędzie się mały pokazik, wykłady z nami macie jutro, ale teraz i tak ratujemy was od zajęć, ale też nie całych... Na początek oto mój duch władający żywiołami, lecz ja korzystam głównie z żywiołu ognia.- Sharon stała z pół uśmiechem na twarzy, Hana patrzył na nią zaskoczony, potem wrócił na patrzenie jak Hao przyzywa swego ducha. Elizabeth oczy się zaświeciły na widok wielkiego, pomarańczowo-czerwonego stwora. Duch Ognia patrzył na wszystkich, nie atakował, nie robił nic.
-I co my mamy robić? Bać się tego?-zapytał jakiś chłopaczek. - To jest tylko wielkie i tyle...-burknął. Hao z największym trudem oparł się pokusie zabicia bezczelnego smarkacza i jedyne co zrobił to spojrzał na D.O z uśmiechem, a ten w ułamku mini sekundy podpalił drzewo obok chłopaka. Nieistotny-męski-charakter-którego-mamy-w-poważaniu podskoczył i wylądował na rękach Luny. Ta go puściła prychając i warcząc że tu są tylko tchórze.
-Już wiesz co może zrobić minimalnie minimalną siłą swojego minimum?- zapytał szatyn dalej z uśmiechem. Potem trochę pochrzanił, a później Miki weszła na środek placu.
-Dobrze zacznijmy....-powiedziała, wyjęła sztylet z (bez podtekstów zboki-,-) pochwy i rozcięła nim sobie skórę na dłoni. Wszyscy zdębieli, ona ścisnęła rękę, a z niej poleciała krew tworząc, mniej więcej, kółko. Po chwili wbiła w środek okręgu na ziemi sztylet i zaczęła coś szeptać odsuwając się coraz dalej, wszyscy robili to samo. Po chwili ziemia została rozdarta przez wielką czarną łapę z ostrymi jak diabli pazurami. Potem druga taka sama łapa, a na końcu wyłoniło się...
Biedny Choco;-; ale w sumie troche sam jest sobie winien...
OdpowiedzUsuńCo jak co, ale ty i Hao wiecie jak zrobić wielkie wejście i co najważniejsze jak ustawić te bachory XD
Ela:Ej-,-
Ale nie ciebie słonko
Ela:Jasne*siada pod tym sfajczonym drzewkiem i rysuje ducha ognia* A mogę do pana Hao mówić wujku? *_* oczywiście jeśli pozwoli..
To pytanie do Miki...
Ren:Ale do czego mam się tu odwołać..?
Je:A ja? Może po za tym że jestem kradnącą facetów suką, która nie żyję w sumie jak by dodać do tego że morercą to był by to opis mojego życia;-;
Eeeee... Aha...
Tak czy inaczej rozdział świetny nie licząc tego zdania co sie w nim pogubiłam;-;
Tak czy inaczej czekam na next^^